poniedziałek, 18 lipca 2016

Fantastyczne ideologie

 (Notka jest zmodyfikowaną wersją tekstu, który kiedyś opublikowałem na Poltergeiście).

Spokojnie, ta notka nie ma na celu flejmu światopoglądowego. Bo też nie nie będę się zajmował ocenianiem realnie istniejących religii i filozofii. Chodzi mi raczej o prezentowanie propozycji nurtów myślowych i organizacji, które można by wprowadzić na sesji RPG. Generalnie w tej dziedzinie z oryginalnością w większości istniejących systemów jest dosyć krucho - np. jeśli chodzi o religię, to na ogół mamy do czynienia ze sztampowymi panteonami typu "Bóg gromów, bóg morza, bóg śmierci" albo z wariacjami na temat jakiegoś "parachrześcijaństwa". Oczywiście, są wyjątki - tu np. warto wskazać na Planescape ze swoimi frakcjami. Będę starał się podawać pomysły na nurty, które w jakiś sposób się odróżniają do "kanonu" i nie są też prostą kalką realnie istniejących światopoglądów. Będą to opisy na tyle ogólnikowe i generyczne, żeby można je było zastosować do wszystkich/większości settingów. Jeśli pomysł spotka się z jakimkolwiek zainteresowaniem, będę kontynuować serię (stąd dopisek w nawiasie w tytule, bo raczej się tego nie spodziewam).
Dodam, że opisywanie ideologie mogą zawierać pewne logiczne niespójności, a nawet być celowo idiotyczne. Bo też nie mam na celu stworzyć Jedynie Słusznego systemu filozoficznego, a potem na Was na niego nawrócić, ile po prostu powymyślać różne nurty, których zwolennikami mogą być członkowie fantastycznych frakcji w fantastycznych światach. Z większością zaprezentowanych poglądów sam się nie zgadzam :D
Na początek dwa przykłady - jeden czysto religijny, drugi nie.

Wojujący Kościół Milczącego Stwórcy
Deizm nie jest ideą nową. Tyle, że w realu na ogół prowadzi do obojętności religijnej - skoro Bóg/bogowie nie ingerują w świat, to nie warto zaprzątać sobie nimi głowy. Co jednak, jeśli weźmiemy deistów, który wierzą w biernego Boga tak głęboko i żarliwie, aż do tego stopnia, że gotowi są zabić w w imię swych poglądów?
WKMS zasadza się na założeniu, że jeśli Bóg jest doskonały, to stworzony przez niego świat także jest doskonały. W związku z tym, przyjmowanie jakichkolwiek bieżących ingerencji bóstwa w rzeczywistość materialną jest bluźnierstwem. Bóg, który dokonuje cudów, jest kiepskim mechanikiem, który stworzył kiepską, zawodną machinę, która nie potrafi funkcjonować bez ciągłego nadzoru i którą trzeba  praktycznie bez przerwy naprawiać i ulepszać. Wg WKMS Stwórca jest doskonałym architektem, który stworzył doskonałe, a co za tym idzie - samowystarczalne dzieło.
Jak te założenia przekładają się na praktykę? Kult w WKMS mocno odbiega od tego, obecnego w innych religiach. Brak jest jakiegokolwiek składania ofiar, czy choćby modlitw błagalnych. Są one nie tylko nie zalecane, ale zdecydowanie zakazane. Bóg jest doskonały i wszechwiedzący, sposób, w jaki zaplanował świat jest najlepszym z możliwych, więc śmiertelna istota, która próbuje za pomocą szantażu emocjonalnego czy przekupstwa wpłynąć na Boga w celu zmiany jest głupcem (bo jej działanie jest bezsensowne) i heretykiem (bo prosząc Stwórcę o ingerencję zakłada, że boski plan zawiódł i jego twórca musi wprowadzić poprawkę). Funkcjonują jedynie modlitwy dziękczynne - aczkolwiek Stwórcy do niczego nie potrzebne są hołdy składane przez śmiertelników, to moralnym jest wysławianie Jego doskonałości i dziękowanie za stworzenie (podobnie, jak np. moralnym jest, aby żebrak podziękował bogaczowi za jałmużnę, choć realnie temu bogaczowi podziękowanie żebraka w niczym nie pomoże ani nie zaszkodzi). Drugim ważnym elementem nabożeństw są umoralniające kazania. Swoisty fatalizm WKMS nie zakłada bierności jego wyznawców - wręcz przeciwnie. Rozwijając swoje ciało, umysł i ducha. aktywnie działając dla dobra swego otoczenia stajesz się w pełni funkcjonującym trybikiem Boskiej Maszyny. Oczywiście, jeśli tego nie będziesz robić, to i tak owa Maszyna nie zawiedzie - wszak jest doskonała - ale nie zmienia to faktu, że będziesz godnym pogardy śmieciem.
Natomiast zdecydowanie aktywnie wyznawcy WKMS podchodzą do osób innego wyznania. Aktywnie i nieodmiennie agresywnie. Konflikty mogą prowadzić do ciekawych dyskusji, ukazujących odmienność rozumowania wyznawców Milczącego Stwórcy. Załóżmy, że w tym samym świecie istnieje normalny, sztampowy panteon fantasy z bogami, którzy wtrążalają się w sprawy swoich czcicieli, dają kapłanom czary itd. Wyznawca takiego panteonu powie członkowi WKMS "Ale przecież nasi bogowie są prawdziwi, pomagają nam, zresztą szwagier na własne oczy widział, jak Bóg Sprawiedliwości zstąpił na ziemię, żeby porazić przestępców". Na co wyznawca Milczącego Stwórcy odpowie "No właśnie przecież to, że wam pomagają świadczy o tym, że są fałszywymi bogami! Prawdziwy bóg od początku stworzyłyby świat taki, jakim chciałby, żeby był. A to są jacyś podszywacze, którzy próbują zdobyć popularność dzięki jarmarcznym sztuczkom". Dyskusja z ateistą też byłaby ciekawa. "Udowodnij, że twój bóg jest prawdziwy!" "Nic prostszego. Mój bóg jest prawdziwy, gdyż nikt go nigdy nie widział i nie zobaczy, nigdy się do nas nie odezwał i nie odezwie, nigdy nie uczynił dla nas żadnego znaku ani cudu. Mogę ci wykazać, że nigdy, w całej ludzkiej historii nie ma ani jednego przypadku jego objawienia, a ni pokazu mocy, które by mogło dowieść, że to fałszywy bożek".   Dodajmy, że jeśli kiedyś w łonie WKMS pojawi się jakiś prorok, głoszący że otrzymuje wizje od Stwórcy i czyniący cuda, to z miejsca zostanie uznany za heretyka. A jeśli jego cuda będą faktycznie działać, to dodatkowo za groźnego czarnoksiężnika - przecież prawdziwy bóg nigdy, przenigdy nie uzdrowiłby chorego, ani nie wskrzesiłby zmarłego.
Z jednej strony członkowie WKMS mogą być ekstremalnymi konserwatystami, doprowadzającymi do skrajności zasadę, że nie nalezy poprawiać Boga. Budowanie wozów jest herezją, bo gdyby Stwórca planował, że ludzie mają się poruszać w taki sposób, od początku stworzyłby ich z kołami zamiast nóg. Z drugiej strony mogą być, przy całym swoim braku tolerancji, największymi orędownikami postępu i poszerzania wiedzy - głęboka wiara w brak możliwości boskiej interwencji sprawia, że zakładają, że człowiek musi sam, własnym rozumem i siłami dbać o siebie. Ponadto, skoro świat stworzony przez Stwórcę jest doskonałym mechanizmem, to grzechem byłoby nie poznawać doskonałych praw nim rządzących i wykorzystywać ich. Równie dobrze, mogą występować obie frakcje i może dochodzić między nimi do wojen.

Nekromanci, jako darwiniści społeczni
Dlaczego nekromancie są nekromantami? Najczęstsze są dwie odpowiedzi. Pierwsza opcja ukazuje ich jako cynicznych, egoistycznych łotrów, którzy mroczną sztukę stosują dla zwyczajnej korzyści, dla stworzenia armii nieumarłych i zdobycia władzy nad światem. Druga, wręcz przeciwnie - jako fanatyków, wierzących, że życie to ohydna abominacja, którą za wszelką cenę trzeba usunąć (czyli nie tyle zapanować nad światem, co go zniszczyć). Czasem pojawia się też trzecia opcja - nekromanci jako "taoiści", którzy walczą o otrzymanie równowagi pomiędzy życiem a śmiercią.
Ideologia, którą chcę zaprezentować, najbliższa jest opcjom 1 i 2. Z tymże, "moi" nekromanci nie wychodzą z idealistycznego założenia, że równowaga między życiem a śmiercią jest wartością, o którą trzeba walczyć. Oni stwierdzają, że z empirycznej obserwacji wynika, że obiektywnym faktem jest to, że bez śmierci nie może istnieć życie, czy się to komu podoba, czy nie. Nie ma sensu walczyć o "śmierć", bo to jakby walczyć w obronie grawitacji. To dzięki śmierci możliwe są akty będące najczystszą afirmacją życia - poczęcie i narodziny. Gdyby nie istniała śmierć, nie mogłyby rodzić się nowe istoty, gdyż po prostu zabrakłoby miejsca i zasobów. Z drugiej strony, śmierć "umacnia" życie - eliminuje najsłabsze osobniki, pozostawiając miejsce i możliwość rozwoju dla silniejszych, tym samym przyczyniając się do wzmocnienia całego gatunku, a szerzej - zbiorowości wszystkich żyjących stworzeń. Śmierć, jest jak ogrodnik, który przycina pędy winorośli, dzięki czemu cała roślina lepiej rośnie.
A skoro tak to działa, to czemu z tego nie korzystać? Wszak lepiej być silniejszym, niż słabszym. Dodatkowo, dążenie do własnej potęgi po trupach słabszych od siebie nie jest jedynie aktem egoizmu - jest działaniem dla dobra ogółu! A najdoskonalszym do tego środkiem jest właśnie nekromancja. Nekromancja nie tylko eliminuje słabych (dzięki zaklęciom ofensywnym), ale sprawia, że nawet po śmierci mogą się oni przysłużyć silniejszym - jako nieumarli słudzy. Co więcej, wymiatając słabych, pozwala przedłużać egzystencję najbardziej wartościowych jednostek (dzięki wampiryzmowi, przemianie w lisza itd.). A zatem jest jeszcze efektywniejszym sposobem na rozwój społeczeństwa, niż zwykły dobór naturalny!
Z tego punktu tok myślenia nekromantów może iść w dwóch kierunkach. Jeden to kierunek "totalitaryzmu" - nekromanci powinni przejąć władzę a potem decydować, kto może żyć, kto przyda się jedynie jako zombie, a kto powinien otrzymać nieśmiertelność. Drugi to kierunek "liberalny" - żadnego centralnego sterowania, najlepszy jest ciągły konflikt, w którym w praktyce okaże się kto zasługiwał na dalszą egzystencję, a kto nie. Bo jeśli ktoś przegrał i został zamieniony w zombie, to znaczy, że był słaby i na to zasługiwał.
Odmienny od stereotypowego może być też styl bycia takich nekromantów. Nekromanta nie musi być bladym chudzielcem w przesiąkniętej trupim zapachem czarnej szacie. Może być charyzmatycznym liderem grupy ludzi, myślących, podobnie jak on. Może być żyjącym pełnią życia hedonistą i sybarytą. Może posiadać rodzinę. Może być całkiem normalnym człowiekiem, który wychodzi z założenia, że "Świat funkcjonuje tak, a nie inaczej. Śmierć wynosi silnych, niszczy słabych. W porządku. Ale to nie znaczy, że mam się poświęcać walce o eliminację słabych, biegać po ulicy i mordować ludzi. Mnie obchodzi tyle, żebym to ja i moi bliscy znaleźli się w gronie silnych. Więc będę działał na rzecz dobra swojego i ich, a reszta mnie nie obchodzi. Innych będę miażdżył wtedy, gdy wejdą nam w drogę - a jeśli nam nie przeszkadzają, niech sobie żyją, co mnie to obchodzi".

Odkupiciele
Wiele prawdziwych religii zakłada, że "cierpienie uszlachetnia", np. pomagając odkupić winy, co pozwala po śmierci uzyskać raj, lub lepsze wcielenie w przypadku reinkarnacji. Jednocześnie większość religii zakłada, że zadawanie innym cierpienia jest czymś złym. Ktoś mógłby uznać, że zachodzi tu pewna niekonsekwencja - i kimś takim są Odkupiciele.
Odkupiciele zakładają, że najszlachetniejszym czynem wobec bliźniego jest dręczenie go. Im więcej jego dusza wycierpi na ziemi, tym bardziej się oczyści i tym większych łask dostąpi w zaświatach. Tortury są najskuteczniejszym sakramentem. Tortury nieodmiennie kończą się śmiercią. Skoro Odkupiciele oczyścili jakąś duszę poprzez ból, chcą ją natychmiast posłać do raju, żeby nie było ryzyka, że w międzyczasie na nowo splami się przyjemnością i ziemskim szczęściem. Kiedy hordy Odkupicieli przybywają do miasta, jedynym sposobem na przeżycie jest dołączenie do nich i zadeklarowanie, że jest się gotowym odsunąć w czasie własne zbawienie, tak, aby móc ponieść łaskę cierpienia innym. Z czasem tacy akolici, którzy dołączyli do kultu tylko po to, żeby uniknąć śmierci, biorąc udział w niezliczonych torturach na "parafianach" z innych miast degenerują się, osiągając podobny stopień szaleństwa i fanatyzmu, co starzy członkowie.
Z drugiej strony, dobrobyt prowadzi do nadmiernego przywiązania do dóbr materialnych, co może przeszkadzać w zbawieniu... więc dalejże, niszczyć pola i manufaktury.
Oczywiście, Odkupiciele uważają się za prawowiernych wyznawców lokalnych dobrych bóstw. Z tego powodu zwalczają z wielkim zapałem kultystów należących do religii czczących bóstwa uznawane za złe lub demoniczne. Aczkolwiek w takim przypadku Odkupiciele starają się zadawać śmierć w możliwie bezbolesny i humanitarny sposób - tak, aby nie otwierać heretykom drogi do raju. Znane są nawet sytuacje, kiedy Odkupiciele przed wykonaniem egzekucji na demonolatrach urządzali im orgie, żeby ich dusze nasiąknięte przyjemnością powędrowały po śmierci prosto do piekła.
Odkupiciele różnią się od stereotypowych "obłudnych i złych inkwizytorów" postawą. O ile Ci drudzy na ogół tortury i egzekucje motywują w stylu:"Przykro mi, że muszę ci zadawać ból, uwierz mi, nie sprawi mi to przyjemności, to zło konieczne, aby uratować twą duszę", o tyle Odkupiciele entuzjastycznie stwierdzają: "Bardzo się cieszę, że mogę ci pomóc! Nie martw się, jestem jednym z najlepszych katów, przeżyjesz ból, jakiego do tej pory nie byłeś w stanie sobie wyobrazić! Raduj się, bo twoje zbawienie jest pewne!"

Porzućcie wszelką nadzieję
Ten pomysł w pewnym stopniu wpisuje się w tzw "mitologię Cthulhu" tyle, że zakłada otwartą walkę z niewypowiedzianymi horrorami.
Większość ideologii opiera się na nadziei. Nawet zbudowane na agresji i ksenofobii doktryny zawierają swego rodzaju optymizm "Obcy spiskują, niszczą Naszych, są straszliwym zagrożeniem... Ale pod kierunkiem Wodza dokopiemy Obcym i pokażemy, że Nasi są silniejsi!". Nawet religie przepowiadające widowiskową apokalipsę z reguły zakładają, że to będzie wstęp do powstania nowego, lepszego świata...
A co, jeśli ludzie przyznają, że nie ma żadnej nadziei? Wynik walki dobra ze złem nie jest przesądzony na korzyść tego pierwszego, ba, nawet nie jest niepewny. Dobro przegrało tę walkę, jeszcze zanim się ona zaczęła. Zło nie jest brakiem dobra - jest istotą wszechrzeczy, to dobro jest ewenementem i efemerydą.
Bogowie to zgraja psychopatów i sadystów. Wieki temu stworzyli ludzkość po to, żeby czerpać przyjemność z jej dręczenia... a może jako źródło pożywienia? W każdym razie pośród bogów pojawił się jakiś odszczepieniec, który z niejasnych powodów zapałał sympatią do ludzi... a może po prostu chciał zrobić na złość innym bóstwom? Niezależnie co nim kierowało, odgrodził świat ludzi przed ich wpływami. Od tej pory bogowie bezustannie szturmują tę barierę. Jak na razie osłabili ją na tyle, że mogą przenikać przez nią tylko demony - ich słudzy. Ale z każdym stuleciem zapora słabnie. Przedziera się przez nią coraz więcej demonów. Pewnego dnia przedrą się sami bogowie - pytaniem jest tylko "kiedy" - a Bóg Zdrajca ich nie powstrzyma, większość swojej mocy zużył na stworzenie bariery (a może wręcz poświęcił się, zmieniając w nią?). Zemsta panteonu będzie straszna.
I nie ma absolutnie żadnej nadziei na to, że uda się uniknąć zwycięstwa bogów. Nie ma też nadziei na żadne życie po śmierci, które wynagrodziłoby cierpienia przez nich zadawane. Jeśli nawet Bogu-Zdrajcy udało się stworzyć jakieś własne zaświaty, gdzie mogą w spokoju istnieć dusze zmarłych, to pewnego dnia bogowie dotrą i do nich i zamienią w najokropniejsze piekło, jakie można sobie wyobrazić.
Oczywiście, nie wszyscy wyznawcy Boga Zdrajcy muszą znać tę historię. Może prawdziwy obraz rzeczy mają jedynie hierarchowie kościoła, a wiernych mamią opowieściami o tym, jak to ich Bóg - rzecz jasna Najwyższy Bóg i Stwórca świata - chroni ich przed podłymi, upadłymi demonami oraz o tym, że wydawać się może czasem, że zło przeważy, ale w ostatecznym rozrachunku dobro zwycięży. I wcale nie muszą kłamać z powodu cynizmu, czy ocieplania wizerunku. Po prostu uznają, że jeśli i tak wszystko jest stracone, to nie ma po co straszyć ludzi, lepiej pozwolić ich choć trochę pożyć w spokoju ze złudną nadzieją...




Dalsza część notki zawierać będzie opis trzech filozofii/frakcji, ale mimo tego będzie w pewnym sensie monotematyczna. A to dlatego, że wszystkie trzy zaprezentowane nurty będzie łączyć ten sam motyw - uwielbienie dla piękna, uwielbienie dla sztuki. Ich zwolennicy będą realizować się na polu trzech różnych dziedzin - literatury (czy może raczej - szeroko pojmowane "tworzenia opowieści"), muzyki oraz... powiedzmy, rzeźbiarstwa. Tym razem, oprócz samej prezentacji pogląd postaram się podać przykładowe pomysły na konkretne wykorzystanie danych frakcji w grze.

Tkacze Opowieści

Ponoć Oscar Wilde powiedział "Nie ma książek moralnych i niemoralnych. Są książki napisane dobrze, lub źle". Każdy Tkacz przyklasnąłby tym słowom i dodałby "W ogóle nie ma dobra, ani zła. Zdarzenia, czyny i ludzi należy dzielić na nudne i przyziemne oraz na te, które są warte opowieści". Tkacz Opowieści nie ogranicza się do przelewania na papier, czy układania na piśmie opisów zaszłych wydarzeń, lub wymyślania fikcyjnych historii... On sztukę tworzenia opowieści przenosi na wyższy wymiar - kształtuje życie swoje i innych tak, aby warte było eposu, czy chociaż ballady.
Problem w tym, że opowieść potrzebuje konfliktu. Problemów, z którymi mogliby zmierzyć się jej bohaterowie. Spokojne, szczęśliwe, pozbawione trosk i niepokoju życie to coś, o czym marzy ogromna większość ludzi... I coś, czym Tkacze gardzą najbardziej na świecie. A kiedy brakuje konfliktu, trzeba go stworzyć. Takie działania mogą mieć różny charakter. Jeśli Tkacz chce stworzyć historię obyczajową, na przykład dramat, może ograniczyć się do towarzyskich intryg - na przykład skłócenia przykładnego małżeństwa. Jeśli pragnie eposu o bohaterskich czynach może dajmy na to, sprowadzić potwora, który będzie nękał miasto, albo wywołać wojnę między dwoma narodami. Pół biedy, gdy Tkacz chce stworzyć opowieść z happy endem. Wówczas pozwoli "bohaterom opowieści" pokonać przeszkody, albo nawet sam im w tym pomoże. Gorzej, jeśli marzy mu się prawdziwa tragedia i będzie dążył do tego, żeby zniszczyć swoje "postaci"... Oczywiście po to, żeby później móc wzruszyć się ich tragicznym losem.
Jak wspomniałem, Tkacze nie widzą niczego złego w swoim postępowaniu... Ba, wręcz uznają, że wyświadczają swoim "bohaterom" przysługę! Dają im nieśmiertelność i to niewielkim kosztem. Ich cierpienia są chwilowe. Nie ma znaczenia, czy swoje życie przeżyjesz w bólu czy w radości - kiedy umrzesz, wszystko to odejdzie w nicość... No chyba, że twe losy staną się tematem opowieści - wówczas "nie wszystek umrzesz", cząstka ciebie stanie się nieśmiertelna i na zawsze będzie żyła w ludzkiej pamięci! Tkacze są jak cesarz Neron, który podpala własną stolicę (tak, wiem, że to prawdopodobnie legenda), po to, żeby móc stworzyć przejmujący lament nad tragicznym losem mieszkańców zniszczonego miasta.
Kim mogą być Tkacze? Prawdopodobnie będą to ludzie bogaci i wpływowi. Po pierwsze dlatego, że to właśnie takie osoby mają środki do tego, aby tworzyć "opowieści" na szeroką skalę. Po drugie - to osobnicy żyjący w dobrobycie mają największe predyspozycje do wykształcenia takich właśnie poglądów. Życie w dobrobycie wywołuję nudę, którą niektórzy gotowi są zwalczać nawet kosztem krzywdy innych... Poza tym, człek bogaty, który nie musi się martwić o codzienny byt częśtokroć gardzi "zjadaczami chleba", który zajmują się swoimi przyziemnymi sprawami... Po prostu ma za dużo czasu na myślenie i dlatego przychodzą mu do głowy różne odjechane pomysły. Oczywiście, Tkaczami są nie tylko zblazowani bogacze. Świat pełen jest artystów, którzy przedkładają sztukę ponad wszystko. A nawet pojedynczy psychopata może w "sprzyjających" okolicznościach sporo namieszać...
Jaką rolę mogę odgrywać Tkacze na sesji? Najczęściej przeciwników. Wyobraźcie sobie zdziwienie graczy, gdy okazuje się, że ten sam mędrzec, który zdradził im sposób, jak można pokonać smoka jest tym, który tego smoka wcześniej sprowadził... Mentalność Tkacza może wyjaśnić także pewne elementy, które na ogół uznaje się absurdy. Czemu każda pułapka zastawiona przez przeciwnika posiada jakąś "furtkę", która umożliwia graczom uniknięcie śmierci? Bo do niczego jest taka opowieść, w której bohaterowie giną na samym początku zmiażdzeni przez ściany korytarza. Dlaczego wróg pozostawia wskazówki, umożliwiające graczom odnalezienie jego kwatery głównej? Bo zaplanował już sobie finałowy akt i teraz chce się upewnić, ze aktorzy przybędą na przygotowaną scenę . Nawet po ostatecznym pokonaniu nieprzyjaciela gracze mogą zadać sobie pytanie - czy wygraliśmy dlatego, że byliśmy tacy dobrzy... Czy może w scenariuszu stworzonym przez przeciwnika od początku było wiadomym, że historia zakończy się jego śmiercią? Bo chciał stworzyć opowieść o bohaterach pokonujących czarny charakter... i gotów był za to zapłacić własnym życiem? A co jeśli okaże się, że całe życie graczy jest zaplanowane przez jakiegoś Tkacza? Wiesz, czemu twoi rodzice zginęli, kiedy byłeś mały? Bo Tkacz wie, że sieroty stanowią dobry materiał na bohaterów-mścicieli... Ci wszyscy ludzie, którzy z niewiadomych względów zwracali się do ciebie, obcej osoby, żebyś pomógł im w ich problemach (wykonał questa) byli podstawieni... Tak, twoja ukochana enpecka też - Tkaczowi zamarzył się wątek romantyczny... Albo jeszcze lepiej - co jeśli cała historia świata, wszystkie te wojny, zarazy, rewolucje to kreacja całej siatki Tkaczy, istniejącej od wieków i przez pokolenia kreującej najbardziej "epicką" opowieść wszechczasów? Oczywiście, wprowadzenie takiego NPC-a jest ryzykowne i wymaga dużo wyczucia ze strony MG. Tkacz nie powinien przerodzić się w jego własne "alter ego" - dodajmy, wypieszczone i przeszarżowane alter ego. Z drugiej strony, taka idea może spodobać się graczom, którzy sami są nieco "artystycznie" nastawieni - "Więc w tym scenariuszu stworzonym przez ciebie jesteśmy tak naprawdę postaciami, które grają w scenariuszu wymyślonym przez jedną z postaci? Czysty postmodernizm".
Oczywiście, gracze sami mogą wcielić się w Tkaczy. W jeden "zespół autorski", a może w konkurencyjnych "twórców", z których każdy próbuje przeforsować swoją wizję "opowieści"? Oczywiście, taki typ rozgrywki będzie pasował tylko części (możliwe, że niewielkiej) erpegowców - będzie wymagał "trzymania się w cieniu" i polegał głównie na manipulowania NPC-ami.

Kult Muzyki

Po cóż szukać mistycznych przeżyć w relacjach z jakimiś domniemanymi bóstwami, albo w uprawianiu magii, gdy możliwe jest obcowanie z czymś dalece bardziej niezwykłym? Mowa o muzyce. Muzyka jest pięknem w stanie czystym. wszystkie inne tak zwane "sztuki" są tylko imitacją rzeczywistości, kolejną formą brudnej materii. Muzyka to czysty duch, coś wymykające się ludzkiemu zrozumieniu, co nie służy jakimś praktycznym celom, ale istnieje samo dla siebie. Och, oczywiście, do muzyki można dodać słowa, ale właśnie "dodać" - w gruncie rzeczy są one nieistotne i niepotrzebne, bo muzyka sama w sobie to czysta melodia. O ile słowa mogą trafiać do umysłu, o tyle muzyka trafia wprost do duszy. Kto wytłumaczy, dlaczego jedne melodie wzbudzają w człowieku radość i chęć do zabawy, inne żal i smutek, jeszcze inne zapał do walki? To jest cud, dalece większy niż wszelka magia.
A muzyka tworzona przez ludzi, choć cudowna, jest jedynie nikłym odbiciem prawdziwej Muzyki, Harmonii Sfer (tą ideę skradłem Pitagorasowi, który wbrew obiegowej wiedzy był bardziej mistykiem, niż matematykiem... czy może raczej mistycznym matematykiem?). Cały Wszechświat jest jednym wielkim instrumentem muzycznym. Głosy żywych istot, odgłosy natury, oraz miliardy dźwięków umykających ludzkiemu uchu składają się razem na najwspanialszą symfonię, jaką można sobie wyobrazić... ale ponieważ Harmonia Sfer rozbrzmiewa nieustannie wokół nas, nasze wątłe zmysły przyzwyczaiły się do niej i po prostu przestają ją zauważać. Jedynie bez przerwy rozwijając swój słuch, wrażliwość muzyczną i samemu próbując tworzyć jak najdoskonalsze melodie, jak najbliższe tej Prawdziwej człowiek jest w stanie osiągnąć stan, w którym wreszcie usłyszy i pojmie Muzykę Sfer... A wówczas jego dusza rozpłynie się w zachwycie i na zawsze zjednoczy z Wielką Symfonią. To jest prawdziwe osiągnięcie Absolutu, zbawienie, nirwana.
Niektórzy Kultyści próbują wprowadzić do swojej filozofii aspekt moralny - mówią, że tylko osoba czystego serca jest w stanie tworzyć naprawdę piękną muzykę, i tylko taka może w pełni pojąć Harmonię Sfer... Inni odrzucają to stanowisko. Mówią "Nie, nie należy do tego mieszać takich wymyślonych przez moralistów kategorii jak dobro i zło. To tylko zafałszuje nasze postrzeganie. Muzyka jest pięknem samym w sobie i nie potrzebuje dodatkowych uzasadnień czy dowartościowywania przez jakieś inne idee".
Na pierwszy rzut oka kultyści mogą zdawać się frakcją egzotyczną, niemającą szans na zdobycie jakiejś szerszej popularności... Ale czy na pewno? Wszak nawet w naszym świecie są ludzie, dla których muzyka jest bardzo ważna, ważniejsza od tradycyjnych wartości, które stanowią fundament większości doktryn, takich jak religia, ojczyzna itd. W wielu tzw. subkulturach muzyka jest jednym z podstawowych elementów identyfikujących jej członków. Są grupy ludzi, które zatracają się w muzyce, które są od niej wręcz uzależnione - np. niektórzy wielbiciele techno. Kultyści Muzyki po prostu idą o krok dalej...
Jaką rolę mogą pełnić Kultyści Muzyki? Najróżniejszą. Ot, choćby zleceniodawców - trzeba odszukać jakiś wymyślny instrument, a może partyturę zapisaną przez legendarnego kompozytora? Siedziby Kultystów wciąż rozbrzmiewają najróżniejszymi niezwykłymi dźwiękami. Niektóre z nich są piękne ponad wyobrażenie, inne budzą niepokój, czy wręcz lęk... To okazja dla MG do popisu przy tworzeniu finezyjnych opisów oddziałujących na zmysły i wyobraźnię graczy.
A może trzeba rozwikłać konflikt pomiędzy subfrakcjami? Dwie grupy preferują odmienne style muzyczne i gotowe są zabić za tworzenie, czy choćby słuchanie innych. A gdzieś pośrodku tego stoją wyznawcy Muzyki Niepodzielonej, którzy próbują przekonać swych zwaśnionych braci, że każda muzyka jest piękna na swój sposób i ma swoje miejsce w Harmonii Sfer... Innym przykładem konfliktu frakcyjnego mogą być zamieszki wywołane przez ruch, który uznaje zapisywanie nut za bluźnierstwo, które redukuje Muzykę do jakiś kropek i kresek na papierze - ten odłam można porównać do ikonoklastów, czy - w pewnym aspekcie - muzułmanów.
Gracze mogą też wstąpić do frakcji. Będzie się to wiązało z uzyskaniem umiejętności i mocy opartych na dźwiękach. W takim np. D&D najprościej wykorzystać w tym celu zdolności barda. Zdolności kultystów powinny mieć mistyczną otoczkę, powinny oddziaływać na ducha innych ludzi - Kultysta śpiewając odpowiednią pieśń jest w stanie wywołać w istotach całe spektrum emocji, od miłości poprzez nienawiść. Odpowiednie wibracje głosu mogą oddziaływać na rzeczywistość (co daje moce podobne do telekinezy - i w mniemaniu kultystów potwierdza ich teorie o tym, że w gruncie rzeczy muzyka jest prawdziwą strukturą wszechrzeczy i kształtuje nawet materię - bardzo ładnie coś podobnego wyłożył Karczmarz w komentarzach pod tekstem). Oczywiście, można też wprowadzić bardziej "przyziemne" moce - np. umiejętność doskonałego imitowania głosów innych ludzi, czy słuch absolutny (co pozwala zdawać wszystkie testy nasłuchiwania oraz obywać się bez zmysłu wzroku np. w ciemnościach). Ostatecznym celem gracza, który wstąpił do frakcji będzie usłyszenie i pojęcie Harmonii Sfer... Opisanie finałowej sceny ascendencji będzie prawdziwym wyzwaniem dla MG.

Czciciele Ciała

Nie będziemy się tutaj zagłębiać w body horror. Czciciele Ciała za najpiękniejszą rzecz na świecie uznają ludzką sylwetkę, ale mają dosyć
stereotypowe pojmowanie piękna - zachwycają ich regularne twarze, proporcjonalnie zbudowane kończyny, kobiece krągłości czy męska muskulatura, a nie jakieś sadomasochistyczne konstrukcje z wyrwanych flaków. Zdawać by się mogło, że nie jest to w takim razie nazbyt groźna frakcja - ot, mogą co najwyżej budzić zgorszenie u ascetów i kaznodziei, którym nie podoba się przedkładania ciała ponad ducha. Zdawać by się mogło...
Rzecz w tym, że za swoją misję Czciciele uznają wynajdowanie najpiękniejszych ludzi i utrwalanie ich piękna na wieki. W jaki sposób? Malarstwo i fotografię (o ile ta ostatnia istnieje w danym settingu) odrzucają ze wzgardą. Jakieś płaskie obrazki są jedynie nędzną imitacją ciała, bladym odbiciem, które ukazuje zaledwie niewielką część aspektów jego piękna. Dużo lepszym rozwiązaniem jest rzeźba, która pozwala ukazać urodę danej osoby w skali jeden do jednego. Ale to wciąż jedynie kopia... Nie chodzi o to, aby kopiować. Chodzi o to, żeby unieśmiertelnić piękno w jego prawdziwej istocie.
I tu zaczyna się mroczny aspekt tej frakcji. Jeśli rzecz dzieje się w settingu fantasy, Czciciele petryfikują "wybrańców" za pomocą magii. Jeśli w settingu s-f - mogą wybrać inne sposoby, na przykład umieszczać ich ciała w przezroczystych tubach wypełnionych płynem konserwującym. Pozyskanie nowego "eksponatu" wiąże się z dużym wysiłkiem i wynika zdolności manipulacyjnych. Wszak nie chodzi o to, żeby na wieki zachować ciało z twarzą wyrażającą przerażenie czy nienawiść (niestety, większość wybrańców z własnej woli nie chciałoby stać się dziełem sztuki). Dlatego trzeba ich "utrwalić" z zaskoczenia - tu w sukurs przyjdą intrygi, narkotyki, hipnoza, czy magia.
Sama frakcja może składać się wyłącznie z nadzwyczaj pięknych (i dbających o swą urodę) osób. Na razie odwlekają one chwilę swojego "utrwalenia" po to, aby móc wykonywać misję pozyskiwania nowych wybrańców... Ale ich największym marzeniem jest doczekanie chwili, w której sami staną się dziełem sztuki. Nastąpi to raczej wcześniej, niż później, zanim starość przyćmi ich urodę.
Równie dobrze (jak to wskazał Jesykh) członkami mogą być osoby brzydkie, chore i ułomne, które mając dosyć własnej szpetoty wyszukują piękne "okazy", aby napawać się ich pięknem... Może zachodzić tu mechanizm mecenasa sztuki - czyli kogoś, kto nierzadko sam cierpi z powodu braku możliwości samorealizacji, ale pragnie wspomagać tworzenie piękna w inny sposób (prócz tego, że w tym przypadku "protegowani" na ogół nie wyrażają chęci skorzystania z "mecenatu"). A może w skrytości serca szpetni piewcy piękna ludzkiego ciała tak naprawdę odczuwają to jako swego rodzaju "zemstę" na urodziwych ludziach? "Śmialiście się ze mnie, patrzyliście na mnie z góry... A teraz jesteście eksponatami w mojej galerii, buhaha!"
Naturalną rolą Czcicieli w scenariuszu jest funkcja przeciwników. W miasteczku giną ludzie, a trop prowadzi do niedawno otwartej agencji modeli? Prowadzący śledztwo gracze podejrzewają handel ludźmi, albo coś w tym stylu, podczas gdy prawdziwe wyjaśnienie jest dużo bardziej niezwykłe... A może jedna z postaci graczy o wysokiej Charyzmie może wpaść w oko Czcicielom? Jej nowi znajomi, pełni uroku i wdzięku, mogą okazać się groźniejsi, niż to się wydaje... A może sam gracz wcieli się w Czciciela i będzie uwodził nowych wybrańców? Oczywiście, z miłości do ich piękna, które zasługuje na ochronę przed okrucieństwem czasu...

Link do polubienia na Facebooku: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=380887755613202&id=380885352280109

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz