środa, 17 maja 2017

Pierwszy numer "Fantoma", trzeci numer "Komiks i My" oraz ogólnie o komiksach "ideowych"

"FANTOM"
Od jakiegoś czasu "Nowa Fantastyka" była praktycznie jedynym papierowym czasopismem poświęconym w całości literaturze fantastycznej. Od jakiegoś czasu, tj. od upadku  "Science Fiction, Fantasy i Horror", które przez jakiś czas stanowiło jedyną poważną konkurencję. Smutny to stan, tym bardziej, że "Nowa Fantastyka" od jakiegoś czasu idzie w specyficznym kierunku publikując głównie mętne, artystyczne teksty w stylu sztuki nowoczesnej, jakieś strumienie świadomości itd.
 Oczywiście, były próby stworzenia alternatywy, ale jakoś nie wypalały. "Fantom" jest kolejną taką próbę. Niedawno wyszedł pierwszy numer tego dwumiesięcznika (maj-czerwiec), liczący ok. 100 stron i kosztujący ok. 11 zł.
Ze "słowa od naczelnego"(Adama Podlewskiego) dowiedziałem się, że tytuł nawiązuje do gazety wydawanej niegdyś przez "Klub Tfurców". No cóż, oryginalnego "Fantoma" nigdy nie widziałem, za młody jestem, ale o Klubie słyszałem. Cóż, ostatnimi czasy przeżywamy istny wysyp reaktywacji starych tytułów. MiM, Secret Service (który magicznie przeistoczył się w Pixela), teraz to. Rednacz twierdzi, że to nie tylko jechanie na nostalgii, a użycie tytułu uzasadniają dwie rzeczy. Po pierwsze, nowa redakcje ma błogosławieństwo kilku członków Klubu, tj. Andrzeja Pilipiuka, Rafała Ziemkiewicza i Tomasza Kołodziejczaka (jak na razie aktywniejszy udział wziął ten pierwszy). Po drugie, "Fantom" ma się stać "kuźnią kadr", miejscem przyjaznym dla młodych twórców.
Tematem pierwszego numeru jest "Wsi spokojna, wsi wesoła", aczkolwiek nie powiem, żeby ta tematyka dominowała. W klimatach rustykalnych dostajemy po pierwsze opowiadanie jednego z patronów, niestrudzonego Pilipiuka, tj. "Gumofil". Jest to kolejna przygoda Jakuba Wędrowycza.  Drugie opowiadanie, "Dziady" Jana Madejskiego również zahacza o kwestie wiejskie (a w zasadzie wiejsko-leśne). Nawiązanie do Mickiewicza jest oczywiste, a tekst traktuje o tym, co spotkało pewnego kłusownika i jest horrorem.No i felieton noszący tytuł "Wsi spokojna, wsi wesoła. Horror rustykalny w literaturze", w którym Maciej Sprzęgaj najpierw odwołuje się do polskich tradycji w tym względzie, to jest m.in. do poezji romantycznej i "Wesela" Wyspiańskiego, a następnie przechodzi do współczesności, dochodząc do wniosku, że motyw ten jest słabo wykorzystany i zastanawia się, dlaczego tak jest.
I to by było tyle w temacie, aczkolwiek, jak zaznaczyłem wcześniej, temat przewodni nie jest tematem dominującym w pierwszym numerze. Zatem, co dalej? Jeszcze dwa opowiadania: "Tancerka i żandarm" Andrzeja Sawickiego, dziejące się w czasach zaborów łączące balet z demonologią i "Lawliet" traktujące o aniele stróżu (zawiera wątek kryminalny i jest zbudowane w sposób dosyć "fragmentaryczny, przeskakujący pomiędzy scenami dziejącymi się na przestrzeni wielu lat).
To tyle, jeśli chodzi o "pełne teksty". Oprócz nich znajdziemy tutaj też kilkustronicowe reklamowe fragmenty kilku książek - Imperium burz" Sarah J. Maas, "Zaczarowanych" Rene Denfelda, "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" Tomasza Marchewy, "Obok orła" Jacka Radzymińskiego, a także komiksu "Mrok. Diabelskie misterium".
Co więcej? Ano publicystyka. Zaskakująco dużo wywiadów. Pierwszy z Pilipiukiem, z którego przebijają poglądy, których można się było bez problemu dopatrzyć i w jego twórczości (niechęć do współczesności, sympatia dla przeszłości i umiłowanie solidnego rzemiosła - niekoniecznie pisarskiego), potem z innymi pisarzami fantastycznymi: Marcinem Podlewskim, Lindą Nagatą, Cezarym Zwierzchowskim, autorkami "Wielkiej księgi  legend Warszawy" Anną Wilczyńską i Małgorzatą Lewandowską oraz youtuberkami: Nicholasem Lloydem i grupą Binkov's Battlegrounds. Najbardziej zaciekawił mnie wywiad z dr ekonomii Bartoszem Sternąlem, teoretykiem procesów regresu technologicznego. Jak wynika z jego treści, pan doktor jest również graczem rpg, co dodatkowo ułatwia mu czynienie ciekawych obserwacji na temat zjawiska regresu w fantastycznych światach. W wywiadzie poruszany jest temat space-oper (gdzie przecież często mamy takie motywy, jak feudalna konstrukcja gwiezdnych imperiów, walka na miecze itd) czy postapokalipsy. Doktor wyjaśnia m.in. czemu czynienie z amunicji waluty, jak to się dzieje np w uniwersum Metro, to kiepski pomysł. Szkoda, że wywiad nie jest dłuższy, a wywody doktora nieco mniej pobieżne, bo temat jest bardzo ciekawy, a widać, że ten człowiek mógłby sporo o nim opowiedzieć.
Oprócz tego pierwszy numer zawiera artykuł "Krótka historia studia Ghibli".
Redakcja ma już palny na kolejne numery. Tematem drugiego ma być "Miasto. Masa. Maszyna". Steampunk? Cyberpunk? Urban Legends? Wszystkiego po trochu? Się okaże. Natomiast w trzecim poruszana ma być kwestia teorii "turbosłowiańskich".
Jak wrażenia po pierwszym numerze? Jest przyzwoicie, ale szału nie ma. Opowiadania są porządnie napisane, ale mnie niespecjalnie ruszyły. Łamy zdominowały wywiady, które też tyłka nie urywają, ot typowa gadka "Skąd czerpiesz inspiracje, jakie są twoje dalsze plany", jedynie wspomniana rozmowa z doktorem ekonomii się tu wybija. Pod koniec rednacz zachęca ludzi do nadsyłania swoich tekstów, więc możliwe, że w drugim numerze proporcje będą trochę inne. To dobrze, że pojawiła się konkurencja dla "Nowej Fantastyki", bo konkurencja na rynku zawsze jest dobra. To dobrze, że pojawiło się kolejne miejsce, gdzie będą mogli debiutować/publikować młodzi nieznani twórcy. Problemem jest to, czy takie czasopismo utrzyma się na rynku, w sytuacji, gdy w Internetach jest pełno darmowych treści, a z wiadomych względów nie może ono liczyć na wyrobioną przez lata wierną fanbazę, która będzie kupować kolejne numery choćby z przyzwyczajenia (ja sam kupowałem NF jeszcze co najmniej kilka miesięcy po tym, gdy zorientowałem się, że z całego numeru na ogół mam ochotę doczytać do końca jakieś 30% treści).




"KOMIKS I MY"
Jakiś czas temu pisałem o pierwszym numerze nowego magazynu komiksowego "Komiks i My" ( http://adgedeon.blogspot.com/2016/07/komiks-i-my-nowe-czasopismo.html ) prezentującego katolickie podejście do komiksów. Przyznam, że powątpiewałem, czy czasopismo to przetrwa - a jednak, na razie jakoś sobie radzi. Dziś w EMPIKu natrafiłem na trzeci numer.
Kto czytał moją recenzję pierwszego numeru - albo po prostu czytał pierwszy numer - ten wie, czego się spodziewać. Znaczna część zawartości to kontynuacja serii zapoczątkowanych w jedynce. Trzeci odcinek "Stacji kontroli dusz", kolejne przypowiastki tworzone przez Grzegorza Weigta na podstawie afrykańskich opowieści siostry  Dolores Zok itd. Lekkie zaskoczenie wzbudziła u mnie adaptacja wiersza "Krakowski jubileusz" "Boya" Żeleńskiego (scen. Kazio, rys. Dyzio), gdyż poeta ten kiepsko wpisuje się w profil ideowy pisma - w 20leciu międzywojennym propagował "liberalizację" prawa aborcyjnego i był skonfliktowany ze środowiskami katolickimi i konserwatywnymi, w czasie II Wojny Światowej kolaborował z bolszewikami - i nie chodzi o to, że napisał jakąś odę do Stalina, żeby się go bezpieka nie czepiała, tylko aktywnie współpracował i udzielał się w sowieckich organach (kolaboracja z socjalistami z ZSRR skończyła się, gdy dopadli go konkurencyjni socjaliści z III Rzeszy).
Najbardziej zaciekawił mnie artykuł "Biblia pauperum" autorstwa Grzegorza Weigta. Stawia on pytanie - dlaczego komiks biblijny jest tak słaby? Autor zastanawia się nad przyczynami, na chwilę pochyla się nawet nad tezą, że Biblia z założenia nie powinna być ilustrowana, zgodnie ze starotestamentowym zakazem tworzenia wizerunków (po czym sam sobie odpowiada, że nie o to chodzi, no bo to właśnie jest zakaz starotestamentowy, który chrześcijan nie wiąże) i ostatecznie nie daje odpowiedzi.
Problem jest bardzo ciekawy i dotyczy nie tylko komiksu biblijnego, ale w ogóle większości komiksów "religijno-patriotycznych", czy to opartych na żywotach świętych, czy ukazujących chwalebne lub tragiczne wydarzenia z naszej historii. Większość tego typu pozycji jest koszmarnie nudna. Ktoś mógłby powiedzieć "to dlatego, że religia i historia po prostu są nudne", ale to bzdura. Zarówno dzieje Polski, jak i Biblia są kopalnią ciekawych motywów i kto tego nie dostrzega, niezależnie od swoich poglądów, jest uprzedzony. To, że ja jestem katofanatykiem nie oznacza, że nie doceniam potencjału narracyjnego np różnych pogańskich mitologii.
Ktoś inny powie "Bo twórczość w służbie propagandy zawsze wychodzi kiepsko". No cóż, to kolejne bezmyślne zaklęcie fanatyków bezideowości, na podobnym poziomie, co "Prawda zawsze leży pośrodku", czy "Dzielisz ludzi".  Jest mnóstwo udanych filmów, książek, piosenek, które mają propagować określone wartości. Z drugiej strony, twórczość komercyjna też zawiera mnóstwo chłamu, a twórczość czysto "artystyczna" (tzn sztuka nowoczesna) to już prawie sam chłam. Tyle, że chłam propagandowy jest trochę bardziej widoczny od tych dwóch innych rodzajów. Chłam artystyczny jest prawie niewidoczny, bo generalnie sztuka nowoczesna normalnych ludzi niespecjalnie interesuje. Chłam komercyjny ma większe szanse, żeby przepaść, bo weryfikuje go czysty wolny rynek - jak coś się słabo sprzedaje, to się tego nie produkuje, proste. Natomiast twórczość propagandowa, nawet jeśli kiepska, z reguły otrzymuje wsparcie (także finansowe) bardziej lub mniej wpływowej grupy, której zależy na propagowaniu zawartych w jej idei i ma swój "betonowy elektorat" - ludzi, którzy ją kupią, choćby była nie wiem jak gówniana, tylko dlatego, że "zapewnia odpowiednią reprezentację osób LGBT", albo wręcz przeciwnie.
Wyżej wspomniałem, że jest mnóstwo udanych książek czy filmów propagujących treści religijne czy patriotyczne. Dlaczego zatem na polu komiksowym ciężko coś takiego znaleźć?
Wiadomo, czy się różni tekst popularnonaukowy od powieści historycznej. Każdy z nich spełnia określoną rolę, każdy ma inną formę. A teraz sobie wyobraźmy, że ktoś próbuje przerobić to pierwsze, na to drugie. Znaczna część treści jest zachowana w niezmienionej formie, jako wypowiedzi narratora, podobna część jest włożona w usta bohaterów jako dialogi, część treści wylatuje, bo nie ma dla niej miejsca, są za to dodane zdawkowe opisy jako "didaskalia". W tej formie opis bitwy pod Grunwaldem wyglądałby mniej więcej tak:
"15 lipca 1410 r. doszło do bitwy pomiędzy siłami krzyżackimi, a polsko litewskimi.
W trakcie bitwy książę Witold krzyknął:
- Litewscy rycerze, jesteśmy lżejsi i szybsi od ciężkich rycerzy krzyżackich, wykonamy pozorowany odwrót, który na jakiś czas odciągnie część wrogich sił z pola bitwy!
Manewr Witolda pomógł wojskom polsko-litewskim odnieść zwycięstwo. Po bitwie król Władysław Jagiełło powiedział do Witolda:
- Ta bitwa miała duże znaczenie i jest jedną z przełomowych bitew w dziejach świata, doprowadziła do złamania potęgi Zakonu Krzyżackiego, który już nigdy nie będzie tak silny, jak wcześniej, a także do zacieśnienia więzi pomiędzy Polską, a Litwą".
(Oczywiście, to jest tylko przykład, nie chodzi mi o to, czy tezy tu wskazane są zgodne z prawdą, tylko pokazanie sposobu prezentacji).
Przyjemnie się to czyta? Czy to jest połączenie "nauki i zabawy"? Gdzie tu "zabawa"? A nauka? Czy nie lżej by się czytało zwyczajny, normalnie napisany tekst popularnonaukowy, bez pajacowania i udawania, że to powieść?
No właśnie problem w tym, że w ten sposób jest tworzona zdecydowana większość komiksów religijnych i historycznych. Obowiązkowe ramki z rozwlekłą, suchą narracją podającą fakty historyczne, obok rysunek, na którym postaci w dymkach wygłaszają dalszy ciąg wykładu. To nie łączenie nauki i zabawy. Rozrywki nie ma w tym za grosz, nauka też jest ograniczona, bo tekst musi być na tyle zwięzły, żeby zmieścić się w ramkach i dymkach. Jeśli tak to ma wyglądać, to lepiej byłoby stworzyć zwykły tekst, napisany przystępnym językiem, a rysunki walnąć obok, jako zwyczajne ilustracje (oczywiście, w tej sytuacji rysunków byłoby o wiele mniej i byłaby to niewielka strata, bo obrazki z gadającymi głowami, które wypełniają większość kadrów tego typu komiksów, można bez żalu wyrzucić).
Ale nie musi tak być. Można po prostu wziąć jakiś zwykły komiks komercyjny komiks Marvela, DC, Thorgala, Asterixa, Gwiezdne Wojny, cokolwiek, popatrzeć, jak się prowadzi narrację w komiksie, uświadomić sobie, że postacie mogą normalnie rozmawiać, zamiast wygłaszać wykłady, że o zgrozo, czasem o czymś w ogóle mogą nie mówić, bo w komiksie pewne rzeczy lepiej pokazać, niż omówić, a przerzucanie większość opowieści do ścian tekstu "narratora", to już w ogóle siara. A potem stworzyć taki sam komiks, tylko opowiadający inną historię.
Żeby nie było, że tak jeżdżę po komiksiarzach - wspomniałem o tym, że możliwe, że problemem jest postawa zleceniodawców. Że to oni nie rozumieją medium komiksowego i gdyby jakiś minister kultury i dziedzictwa narodowego czy prezes centrum dziedzictwa Jana Pawła II dostałby do ręki normalny fajny komiks na zadany temat, to by go rzucił na podłogę mówiąc "Co to za gówno mi pan przynosisz, to ma być poważny komiks dydaktyczny, żeby się dzieci czegoś nauczyły, a pan mi dajesz jakieś historyjki obrazkowe z heheszkami i przemocą. Myślałem, że w komiksie da się przekazać jakieś pozytywne wartości i wiedzę, ale widzę, że to medium nie jest w stanie się wznieść ponad durne historyjki o Batmanie". W takim wypadku, to oni powinni zmienić swoje nastawienie.

3 komentarze:

  1. Gdzie można kupić ten ,,Fantom"? Od piątku pytałem o niego w różnych warszawskich kioskach/salonikach prasowych i nigdzie nawet o nim nie słyszeli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oba czasopisma na pewno pojawiają się w Empiku przy ul. Marszałkowskiej 116/122 na półce "Sztuka"(tam znalazłem 1 i 3 numer "Komiksu i My" oraz pierwszego "Fantoma"). Gdy byłem tam, bodajże w dniu pisania tej notki, leżało po 3 egzemplarze. Wiem, że to bardzo specyficzna lokalizacja, ale nie mam pojęcia, czy te tytuły są dostępne gdzieś indziej (w tym, w jakich innych Empikach). Jak redakcja podaje na swojej stronie internetowej:
    "Za kolportaż odpowiedzialne są księgarnie Empik i "Świat Książki" (jesteśmy jedynym magazynem tam dystrybuowanym) oraz największe salony prasowe. Taki wariant zapewnia dotarcie do tradycyjnego odbiorcy gazet. Dystrybucja w księgarniach to okazja, by dotrzeć do odbiorcy fantastyki. Dodatkowo magazyn dystrybułowany jest w największych księgarniach internetowych oraz w wersji elektronicznej w serwisie Publio.pl".

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłem dziś w Empiku przy ul. Marszałkowskiej 116/122 i niestety już "Fantoma" nie było. Ale okazało się, że mają tam w bazie danych wszystkie egzemplarze i dowiedziałem się, że w niektórych innych Empikach w Warszawie jest po kilka (max 5) egzemplarzy. Niestety obecnie nie bardzo mam czas by się za nimi uganiać, ale może w końcu gdzieś dopadnę.

    OdpowiedzUsuń