sobota, 4 listopada 2017

Przemyślenia po "Ragnaroku"

Zgodnie z obietnicą, na której spełnieniu nikomu nie zależy, wstawiam artykuł zawierający rozważania (i spoilery) na temat trzeciej części "Thora".

Jakim cudem quinjet sobie spokojnie stał pośrodku złomowiska na planecie pełnej złomiarzy, szabrowników i bandytów? Nikogo nie zainteresował sprawny pojazd? Ok, rozumiem, że miał to zabezpieczenie głosowe, no ale wygląda na to, że nikt nawet nie próbował się nim zająć. Wylądował, to niech se stoi.

Jakkolwiek scena z Lokim-Odynem była całkiem zabawna, to jednak trochę mi nie pasuje, że Loki nawet nie próbuje być dobrym królem. Przecież w jedynce było ewidentnie pokazane, że jego motywacja to nie "Mam być królem, bo chcę", że wierzy, że będzie najlepszym władcą, że kieruje nim ambicja, a nie (tylko) lenistwo i próżność. Jeszcze bardziej nie pasuje mi scena, w której Loki jest gotów zdradzić Thora dla nagrody. Przecież konsekwentnie jest pokazywane, że jednak jakąś tam więź z Thorem czuje (zresztą, nawet w tym filmie chwilami jest to pokazywane) - no i jak wyżej, do tej pory motywacje Lokiego nie były takie przyziemne. Rozumiem, gdyby Loki chciał poświęcić Thora dla władzy, ale dla nagrody?

Obstawiam, że Loki zabrał Tesserakt ze skarbca. Raz, że przebiegając obok niego, zatrzymał się i zawrócił, dwa, to by wyjaśniało, jak się teleportował na statek (w końcu Tesserakt jest Kamieniem Przestrzeni i pozwala otwierać portale), trzy - wiadomo, że wszystkie Kamienie Nieskończoności muszą się pojawić w Infinity War, więc Tesserakt nie mógł ulec zniszczeniu razem z Asgardem. Oczywiście, to ostatnie nie jest mocnym argumentem, bo one mogą być niezniszczalne i mogłaby się pojawić wzmianka o tym, jak to Thanos odnalazł go wśród wirującego kosmicznego śmiecia pozostałego po eksplozji - ale dwa pierwsze wystarczą.

Dlaczego Arcymistrz zamknął Thora razem z Hulkiem? Rozumiem, że "mięso armatnie" wrzuca się na kupę do jednego "baraku", ale dwóch czołowych gladiatorów? W dodatku w sytuacji, gdy wygląda na to, że znają się z przeszłości i być może się dogadają? Rozumiem, że Arcymistrz nie jest geniuszem, ale taki strzał we własną stopę?

Zastanawia mnie, czy dalej chcą brnąć w wątek "Bruce-Natasha", skoro pojawiły się do niego odwołania. Wolałbym nie, nie mówię, że należy kompletnie go ignorować, bo to jednak byłoby sztuczne, ale nie ciągnąć dalej i potraktować jako "dziwaczny epizod, który nie powinien rzutować na nasze stosunki" (np dobrym rozwiązaniem była scena w Civil War, kiedy ktoś pyta Natashę, co się dzieje z Hulkiem i ona z takim "nostalgicznym" uśmiechem, odpowiada, że nie wie).

Dla mnie jest mało wiarygodne, żeby przez te setki (tysiące?) swojego życia Loki i Odyn nie usłyszeli niczego o Heli, skoro była ich siostrą i ważną osobistością. Nawet jeśli Odyn zabroniłby o niej wspominać, nie dałoby się zapewnić tak skutecznej blokady informacyjnej (poza tym, Thor walcząc z wrogami Asgardu musiałby natrafić na jakieś przekazy o wcześniejszych wojnach, albo usłyszeć je z ust wspomnianych wrogów).

Już wcześniej pisałem o niezrealizowanym potencjale postaci Heli. No bo przecież prosiło się, żeby zrobić z niej bardziej dwuznaczną postać. Wróć. Ona jest dwuznaczną postacią, ale konsekwentnie wmawia się nam, że jest złem wcielonym, czystym potworem do ubicia, z którym nawet się nie próbuje negocjować (choć ona próbuje) i przemówić do rozumu, idź do piekła k..o wściekła, tyle.
A jak się chwilę zastanowić... Mamy córkę wojowniczego władcy wojowniczego ludu, którą ten władca wychowywał na swoją egzekutorkę, kata i dowódczynię wojsk, a potem posłał na podbój wszechświata, chwalił ją za krwawo odnoszone zwycięstwa, kazał tworzyć malowidła na ich cześć i tak dalej. Nagle ojcu się odwidziało i z jakiegoś powodu złagodniał, postanowił skończyć z podbojami, ograniczyć ekspansję i tak dalej. No i spoko. Tylko nie można się dziwić, że w tej sytuacji córce może zaczął lekko odbijać, to do czego ją wychowywano i za co ją chwalono, nagle okazuje się być złe, a ona traci swoje miejsce w świecie. A biorąc pod uwagę poziom umiejętności ojcowskich, wrażliwości i gotowości do tłumaczenie czegokolwiek swoim dzieciom, jaki Odyn prezentował w poprzednich częściach, można powątpiewać, czy robił coś, żeby pomóc je się w tej nowej sytuacji odnaleźć. Nic dziwnego, że w sumie córka doszła do wniosku, że to ojcu odbiło, że niweczy swoje (i jej!) osiągnięcia, że zaprzepaszcza chwałę i potęgę Asgardu i że pora odsunąć go od władzy (nie jestem na 100% pewien, ale wydaje mi się, że nie było wprost mowy o zabiciu Odyna, tylko o odebraniu władzy. Może chciała zabić Odyna, ale jest to kwestia do interpretacji, a biorąc pod uwagę ogólny poziom krwiożerczości prezentowany przez Helę, nie ma specjalnie mocnych podstaw do tezy o próbie ojcobójstwa). Ok, potem masakruje Walkirie, ale to przecież nie jest ludobójstwo, to jest walka z uzbrojonym przeciwnikiem. Skoro uznała, że należy dokonać przewrotu, to w konsekwencją musiała być gotowość do walki z tymi, którzy nie uznają ją za królową.
Ostatecznie przegrywa, zostaje uwięziona... gdzieś? Coś w tym stylu. Przeskok, Hela się uwalnia (chociaż tu powstają pytania - gdzie była uwięziona? Czy była świadoma, czy pozostawała w jakimś letargu? Bo jeśli np. była uwięziona w jakiejś pustce i była świadoma upływu setek lat, to nie mogło to dobrze zrobić jej zdrowiu psychicznemu... i nie byłoby kara, którą ojciec mógłby wymierzyć córce, nawet zbuntowanej).
No więc... Hela się uwalania, wie, że to znaczy, że ojciec nie żyje, bo to on podtrzymywał więzienie, nie wygląda na poruszoną, zbywa to ironią. Nie jest to ładne, ale biorąc pod uwagę, w jakiej sytuacji się rozstali, taka reakcja nie stawia jej na pozycji "bezduszny potwór bez szans na odkupienie". Dowiaduje się, że ma braci. Natychmiast reaguje żądaniem złożenia jej hołdu. No cóż, chłodne zachowanie, ale 1) "ostatnie" wydarzenia nie nastrajają jej zbyt entuzjastycznie do kwestii więzów rodzinnych, 2) nie znała Thora i Lokiego, to tak naprawde dla niej obcy ludzie, 3) to jest w sumie zrozumiała reakcja następczyni tronu (kogoś, kto uważa się za następczynię tronu), która dowiedziała, że jej poprzednik umarł, ale zdaje sobie sprawę z tego, że jej pozycja jest niepewna. W dalszym ciągu -  nie jest to coś, co czyni z niej potwora. Potwór zareagowałby raczej "Aha, to są moi bracia, umarł ojciec, moje prawa do tronu są niepewne, bo w sumie tak jakbym został wydziedziczona? Nie to, żebym się z tym zgadzała, ale tak to wygląda, więc żegnajcie braciszkowie, przywołuję te fikuśne ostrza i znowu jestem jedynaczką". Hela domaga się hołdu, ale to tylko słowa - to Thor pierwszy atakuje, próbując rozwalić jej głowę młotem. Potem lecą tunelem, Hela ich wypycha, ale znowuż to bracia wszczynają walkę w czasie lotu. Wypada z portalu, dwaj uzbrojeni goście zachowują się wrogo, pytają, gdzie Thor, czyli są stronnikami jednego z braci, biorąc pod uwagę jego zachowanie sprzed chwili, lepiej ich profilaktycznie zaciukać. Znowu - nie jest to specjalnie moralne postępowanie, ale mieści się w psychologiczno-pragmatycznej normie (zwłaszcza u kogoś, kogo ojciec chował na wojowniczkę i egzekutorkę). Nie jest krwiożerczym potworem, oszczędza gościa z miotłą i przeciąga go na swoją stronę.
Dalej Hela na placu przed wojskiem, mówi kim jest i zgłasza swoje roszczenia do tronu. Wypowiada coś w rodzaju "Myślałam, że będziecie zadowoleni, że mnie widzicie". Reakcja? "Kim ty w ogóle jesteś?". Ironiczno-zrezygnowane "Czy ty mnie w ogóle słuchałeś?" Heli jest tu bardzo na miejscu. I w ogóle już sama ta scena podsumowuje relacje Heli ze "współczesnymi" Asgardczykami. Hela wbrew temu, co mantrują inne postacie i co jest powtarzane w recenzjach i zapowiedziach, nie jest chce niszczyć Asgardu, nie czuje wrogości do Asgardczyków, ba, nawet nie jest napędzana zemstą. Hela chce rządzić Asgardem, szczerze wierzy, że ma do tego prawo i szczerze chce przywrócić Asgardowi dawną chwałę. I nie rozumie, dlaczego Asgardczycy nawet nie próbują zrozumieć jej wizji, w ogóle jej nie słuchają, z miejsca zakładają, że jest bestią, z którą należy walczyć i z którą nie da się rozmawiać, której w ogóle nie warto słuchać. A przecież jej wizja to nie jest coś w stylu "Muszę zniszczyć Asgard, żeby się odrodził nowy i lepszy!" "Muszę wybić słabeuszy i zdrajców, żeby odrodzić naszą rasę". Tylko "Jestem pierworodną córką króla, zostaję królową, prowadzę was do chwalebnych zwycięstw". Oczywiście, ta wizja może się nie podobać - ale nie jest bełkot psychopatki. Hela absolutnie nie chce być wrogiem Asgardu - używając "ziemskiej" terminologii, jest asgardzką patriotką, czy wręcz nacjonalistką.
Wracając do akcji. Dalej następuje masakra, znowuż, podobne zastrzeżenia jak w przypadku walki z walkiriami. Po zakończeniu Hela stwierdza, że "brakowało mi tego", ale po chwili dodaje, że szkoda, że tylu żołnierzy zginęło na próżno i daje jednemu ze swoich przeciwników drugą szansę na uznanie jej władzy. Hela nie jest dobra, na pewno nie według normalnej, słusznej katolickiej moralności, ani tej popularnej w naszych czasach świeckiej humanistyczno-empatycznej-cośtam etyki. Ale biorąc pod uwagę, że, jak to po raz kolejny powtórzę, jej ojciec zrobił z niej swojego kata i "boginię śmierci" i tak zachowuje się całkiem rozsądnie. Tak, lubi walkę i zabijanie, do tego została stworzona - ale jednoczesnie jest na tyle "ogarnięta", że nie zamierza oddawać się tym przyjemnościom bez jakiejś wyższej potrzeby, nie chce wszystkiego załatwiać siłą, jest gotowa negocjować, również z postaciami, z którymi chwilę wcześniej walczyła, wolałaby zdobywać sojuszników, niż kolejne trupy na koniec... Nie jest litościwa, ale nie jest też krwiożercza. Przynajmniej, jeśli chodzi o Asgardian. Całkiem możliwe, że jest rasistką, która nie chce przelewać krwi "rasy panów" i w stosunku do innych nacji przeszłaby natychmiastowo w tryb ludobójstwa - ale na ekranie nie widzimy jej relacji z nieasgardianami, pozostaje tylko te kilka słów o krwawych podbojach w przeszłości.
Hela zajmuje pałac. Widzi malowidła, zapewne rozmawia ze Skurge'em, choćby pobieżnie na temat obecnej sytuacji (byłaby skrajną idiotką, gdyby tego nie zrobiła). Czego się dowiaduje?
- Ojciec wymazał o niej pamięć. Nie ma żadnego "Hela była bohaterką wojenną, ale zaszła za daleko na ścieżce przemocy, bo móc z niej zejść, szkoda", "Musiałem uwięzić moją córkę, to było słuszne, ale smutno mi z tego powodu", "Szkoda, ze tak wyszło". Nie. Zamiast tego "Hela? Kto to taki? Nie miałem córki, Thor jest moim pierworodnym dzieckiem".
- Niejako Hela miała rację, demilitaryzacja doprowadziła Asgard do upadku, w Midgardzie do niedawna uważano go za legendę, lodowe olbrzymy urządzają sobie rajdy na skarbiec, a Odyn zabrania akcji odwetowych, Asgard nie mógł sobie poradzić z jednym statkiem mrocznych elfów, które zrobiły wjazd na chatę, zabiły królową i niemalże doprowadziły do kosmicznej katastrofy.
- Jej prawa do tronu nie są wyssane z palca. Raz, jest pierworodną (to już wiedziała wcześniej). Dwa, Thor oficjalnie zrzekł się korony. Trzy, Loki jest adoptowany, ponadto podobnie jak Hela buntował się przeciwko ojcu i został za to ukarany, więc jeśli to miałoby świadczyć na jej niekorzyść, to jego również.
Dalej. Co Hela robi jako mroczna królowa, niszcząca Asgard, jak prześladuje ten biedny lud? Urządza masakry, pokazowe egzekucje, seanse tortur, wyrzuca ludzi z domów czy chociaz uciska ich podatkami? No nie bardzo. Dopiero w momencie gdy "ruch oporu szturmuje pałac", tworzy armię nieumarłych. Co akurat jest logiczne i uzasadnione - skoro uważa się za królową, musi walczyć z buntownikami. Ale nikogo nie morduje, nie prześladuje z czystej nienawiści lub dla chorej przyjemności. Nikt nie chce jej słuchać - nikt nie próbuje jej słuchać. Nikt nawet nie próbuje z nią dyskutować. Nie jesteś królową, bo nie. Nienawidzimy cię, bo tak. Jest zrozumiałe, że większość mieszkańców nie chce zaakceptować królowej, o której nic nie widzą (a jeśli ktoś z nich coś o niej słyszał, to mogło mu się to nie spodobać), ale żeby nikt, prócz tego jednego Skurge'a? Serio?
Ale Hela dalej nie urządza masakr i prześladowań, żeby zyskać posłuch. Wykonuje coś, co można uznać za przykład tzw "ucieczki do przodu". Chce poprowadzić swoją armię nieumarłych na podbój jakichś krain zewnętrznych. Co może być niefajne dla mieszkańców owych krain, ale nie jest zbrodnią przeciwko Asgardowi... no i jest kompletnie zgodne z systemem wartości, który został swego czasu wpojony Heli i który prawdopodobnie obowiązywał w Asgardzie przez większość jej w nim egzystencji. I to znowu pokazuje, że Hela nie chce Asgardu niszczyć, ale przywrócić mu dawną chwałę. Wygląda na to, że rozumuje w stylu "Ok, nie uznają mnie, Odyn wyprał im mózgi po tym, jak przyjął te dziwne poglądy, ale kiedy poprowadzę, eeee, dawnych bohaterów do walki z wrogami Asgardu, pokażę tym współczesnym słabeuszom, jak możemy zwyciężać, to lud przypomni sobie dni dawnej chwały i stanie u mojego boku". Ale okazuje się, że ktoś zajumał miecz-klucz do Bifrostu. No i tutaj Hela wreszcie zaczyna robić, coś, co można uznać za przejaw prześladowania - spędza ludność Asgardu na placu, każe wyznać, kto ukradł miecz, albo zabije niewinną ofiare wybraną spośród tłumu. Tyle, że jest to zło racjonalne, jakkolwiek by to nie zabrzmiało - o niewielkiej skali - jego ranga nie jest taka, żeby uznać Helę za potwora poza odkupieniem - zwłaszcza, że ostatecznie do rozlewu krwi nie dochodzi. Hela idzie szukać rebeliantów - i znowu, mamy taką grozę, oho, Hela idzie, zaraz wejdzie do kryjówki i wyrządzi jakąś straszną krzywdę tym biednym uchodźcom... A właściwie, to dlaczego kobiety i dzieci gromadzą się w jaskini, czemu uciekają z miasta?Skoro jak do tej pory jedyną formą represji było przymusowe sprowadzenie na miejski rynek? A samo zgromadzenie miało na celu ustalenie, kto ukradł miecz, czyli jak najbardziej sensowny powód?  Znowu, z punktu widzenia Heli to może wyglądać jak jakiś bzdurny, przekorny upór "Ona chce, żebyśmy poszli do miasta, to uciekniemy z miasta!". Ok, powiedzmy, że mieszkańcy mieli powód do paniki, bo jakaś baba wybiła (całą?) armię... ale ona nie chciała jej wybijać, chciała ją zwerbować, to ci żołnierze koniecznie chcieli z nią walczyć.
No ale dalej. Thor przybywa, Hela z nim rozmawia. Znowu mamy moment, gdy twórcy coś próbują wykrzesać, Hela próbuje rozmawiać, mówić o swoich odczuciach względem ojca. Dobra, jest to ucięte, wiadomo, że będzie walka.
No i tutaj Hela faktycznie dąży do tego, żeby zabić Thora, no ale 1) jak wyżej, tak naprawdę nie jest z nim związana, jako siostra, 2) on też chce zabić ją 3) ona przynajmniej na początku próbowała załatwić to pokojowo, Thor nawet nie próbuje, nie rzuca choćby czegoś w stylu "A może to ty klękniesz?" 4) Hela jest już w takim punkcie, że naprawdę może jej odwalać, biorąc pod uwagę zarówno dawne wydarzenia, jak i ostatnie, które z jej punktu widzenia to wygląda tak, żenikt nawet nie próbuje jej wysłuchać, stawiają jej opór, bo tak. Ona chce przywrócić Asgardowi chwałę, wcale nie chce mordować Asgardczyków, ale wszyscy traktują ją jako potwora, bo tak. Posyła nieumarłych przeciwko cywilom na moście, co też jest złe, ale jest w sumie aktem desperacji, biorąc pod uwagę, że lud, który chce poprowadzić do potęgi, woli uciec na wygnanie gdziekolwiek, byle nie uczestniczyć w tej potędze. Czy choćby wysłuchać planów jej dotyczących.
I finał jest taki, że Thor i Loki dochodza do wniosku, że Hela jest tak straszliwym złem, że aby ją zabić, warto poświęcic cały Asgard. I Thor i Loki niszczą Asgard, podczas gdy Hela umiera (?) robiąc to, do czego ją stworzono - walcząc z wrogami Asgardu. Ma to sens?
Nie, nie uważam, że Hela jest dobrą, ale nierozumianą postacią. Jest bezwzględna, ma jeśli nie ludobójcze, to co najmniej imperialistyczne ambicje i tak dalej. Nie chodzi mi o to, ze film powinien ją traktować jako biedne, pokrzywdzone dziewczę, ale widzę tu co najmniej dwie problematyczne kwestie.
Po pierwsze, to, że bez przerwy słyszymy, że Hela jest absolutnym złem, a jakoś tego nie widać.
Po drugie, to, że Thor widzi w swojej siostrze absolutne zło, pomimo tego, że nie za bardzo widać, żeby nim była. Zła Hela próbuje rozmawiać ze swoimi przeciwnikami, w tym Thorem, szuka rozwiązań nie sprowadzających się do zabijania, Thor ma klapki na oczach i prze do walki za wszelką cenę. Hela chce poprowadzić Asgard ku wielkości, ma wizję, z którą można się zgadzać lub nie, ale ją ma. Thor celowo rozwala Asgard, żeby tylko udaremnić tą wizję. Takie "musieliśmy zniszczyć wioskę, żeby ją ocalić". Bardzo kiepsko to rozwiązano.
Po drugie, nikt (poza Helą) nie zwraca uwagi na to, że to wszystko, to jak zwykle - wina Odyna. Ten film powinien dostarczyć kolejnej porcji paliwa do memów "Odin god of crappy parenting", jakie się pojawiały po wcześniejszych częściach. Jak celnie stwierdza Hela - Odyn nie pozbywa się problemów, tylko je pacykuje. Wychowałem córkę w wierze, że przeznaczeniem Asgardu jesy podbijac inne planety/krainy, zrobiłem z niej swojego generała/kata, kazałem malowac obrazy na cześć jej zwycięstw?  I nagle szok, że moja córka jest agresywna i chce podbijać świat, po kim ona to ma? To na pewno nie moja wina. Dobra, doszło do tego, że moja córka stała się zagrożeniem, uwięziłem ją, wiem, że kiedyś wyjdzie na wolność, jak ja umrę, może by ostrzec moich synów, żeby wiedzieli, że mają na karku wściekłą siostrę i jakoś się przygotowali, czy coś. E, nie. Powiem im w ostatniej chwili, zanim umrę, żeby nie mieli czasu na zadawanie niewygodnych pytań. Już nie mówiąc o tym, że czując zbliżająca się śmierć pójdę sobie na jakieś zadupie, najwyżej umrę, zanim mnie znajdą i będa mieli niespodziankę. Aha, oczywiście, wcisnę im kit, że siostra jest psychopatką, bo tak, ni z tego ni z owego odbiło jej i zachciało się podobojów.
A przecież wyraźnie widać, że Odyn kłamie. W pałacu są ukryte sporządzone za jego rządów "propagandowe" malowidła, na których wspólnie z Helą podbijają wszechświat i stoją ramię w ramię jako zdobywcy. Czyli to wersja Heli jest prawdziwa. Odyn ani przez chwilę nie okazuje choćby odrobiny żalu, że tak wyszło z Helą - a przecież nawet jeśli szczerze uważa, że nie ma w tym jego winy, że Hela naprawdę musi zostać zabita i tak dalej, no to kurde, powinno choć trochę go to ruszyć. Ale nie, nawet w chwili, gdy jego dzieci walczą na śmierć i życie.
Odyn niczego nie żałuje, "pacykuje" problemy, udaje, że nie istnieją, a kiedy szambo wybija na wierzch absolutnie nie poczuwa się do winy, gdy odbija się to na jego dzieciach, karze je, wyrzeka się ich, szczuje jedne na drugie, ale ani przez moment nie ma refleksji "a może jest w tym choć trochę winy", ani nie okazuje choć odrobiny współczucia. Jakby nie patrzeć, to Odyn zrobił z Heli i Lokiego złoczyńców, Thor wyszedł jakoś na ludzi, ale jego też Odyn często traktuje instrumentalnie i per noga. A mimo tego, filmy cały czas traktują Odyna jako dobrego władcę i mędrca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz