Jestem otwarty na dyskusję, ale proszę, żeby krytyczny komentarz był poprzedzony przeczytaniem całego tekstu i odnosił się do zawartych w nim argumentów, a nie sprowadzał się do "Uga buga, ciemnota i zabobon, to jest głupie, bo katolstwo jest głupie". A jeśli chcesz napisać "Nawet mi się nie chciało tego czytać", to spokojnie możesz sobie to darować. Grubo ponad pięć miliardów ludzi tego tekstu nie przeczytało i jakoś nie mają potrzeby się tym chwalić.
Jednym z ulubionych zaklęć ateistów spod znaku "Ja znam Biblię lepiej, niż katolicy, bo widziałem jakiś wyrwany z kontekstu cytat użyty w memie na Kwejku" jest "Biblia jest zła, bo dopuszcza niewolnictwo". Oczywiście, z mojego punktu widzenia zarzut jest absurdalny - bo tylko Bóg może być źródłem moralności (na pewno nie "empatia", "przyrodzona godność człowieka" czy inne lewackie fetysze) i wierzę, że Biblia jest wyrazem woli Boga, więc gdyby Biblia dopuszczała niewolnictwo, to znaczyłoby to, że niewolnictwo jest OK, a nie, że Biblia zła.
Spotkałem się jednak z dotkliwszym zarzutem, który może wspomagać propagowanie heretyckiego, niehomofobicznego pseudochrześcijaństwa - "Biblia naucza, że homoseksualizm to grzech, ale Biblia naucza też, że niewolnictwo jest dozwolone - a jednak Kościół zmienił w tej drugiej kwestii stanowisko i mówi, że niewolnictwo jest niedopuszczalne, to dlaczego nie mógłby zmienić nauczania również w kwestii homoseksualizmu?". Gdyby faktycznie Kościół Katolicki potępiał niewolnictwo wbrew Biblii, nie oznaczałoby to, że odejście od Biblii jest dopuszczalne (także w kwestii praktyk homoseksualnych), tylko że KK dopuścił się herezji.
Tym niemniej, niewolnictwo o jakim mowa w Biblii ciężko uznać za "niewolnictwo" w rozumieniu współczesnym.
Społeczeństwo ludzkie jest zhierarchizowane, opiera się na wzajemnych zależnościach i podległości. I to jest dobre i to jest słuszne - i nie dostrzega tego tylko skrajny lewak-anarchista, który wierzy, że jego z sufitu wzięta ideologia może zaprzeczyć rzeczywistości. Pracownik podlega zwierzchnikowi, żołnierz oficerowi, dziecko rodzicowi, mieszkaniec kraju - jego władzy. Czy to oznacza, że każdy stosunek podległości jest równoznaczny z niewolnictwem? I znowuż - "tak" odpowie jedynie anarchista. Dlaczego opisane relacje nie są równoznaczne z niewolnictwem? Dlatego, że chociaż wyraźnie można w nich wyróżnić władającego i władanego, to w każdym z tych przypadków władza władającego nie jest absolutna, a władany ma pewne określone prawa, których władający nie może naruszyć - co więcej, jeśli władający przekroczy swoje kompetencje, władany ma prawo się temu przeciwstawić, a prawo stoi po jego stronie. Jak ujmuje to Wikipedia niewolnictwo to
zjawisko społeczne, którego istotą jest stosunek zależności, polegający na tym, iż pewna grupa ludzi (niewolnicy) stanowi przedmiot
własności innych osób, grup ludzi (
rodzina,
plemię itd.) lub instytucji (
państwo,
świątynia itp.), mogących nimi swobodnie rozporządzać. "Swobodnie rozporządzać". Jeśli zakres rozporządzenia przez "pana" nie jest swobodny, nie mamy do czynienia z niewolnictwem. Jeśli uznamy inaczej, to musielibyśmy uznać, że każda komórka społeczna opiera się na niewolnictwie, a bez niewolnictwa nie ma cywilizacji.
Dlatego do czynienia z niewolnictwem sensu stricto mieliśmy na przykład w starożytnym Rzymie. Rzymskie prawo stało zdecydowanie na stanowisku, że niewolnik jest wyłącznie rzeczą, przedmiotem własności rozumianej jako "nieograniczone władztwo". Był uznawany za "narzędzie mówiące" w odróżnieniu od "narzędzi milczących" (czyli np. młotka czy łopaty). Pan mógł zrobić z niewolnikiem co tylko chciał - mógł go okaleczyć, zabić, zgwałcić, zjeść, obedrzeć ze skóry, cokolwiek. Rzymska literatura z lubością dawała różne skrajne przykłady mające pokazywać, jak bardzo niewolnik jest śmieciem. Na przykład takie zagadnienie prawne - "Czy jeśli pan porzuci chorego niewolnika na śmierć, a niewolnik cudem wyzdrowieje, niewolnik może odejść, czy dalej pozostaje własnością?". Odpowiedź - oczywiście, że dalej pozostaje własnością, to, że pan go nie leczył nie ma żadnego znaczenia, przecież pan nie jest niewolnikowi ABSOLUTNIE nic winien i NIC nie usprawiedliwia nieposłuszeństwa niewolnika. Człowiek wolny mógł odpowiadać za zabójstwo/okaleczenie niewolnika wyłącznie gdy dotyczyło to cudzego niewolnika - przy czym absolutnie nie było traktowane to jako zbrodnia, taki sprawca odpowiadał po prostu na podstawie przepisu nakazującego zapłacenie odszkodowania za zniszczenie/uszkodzenie cudzej rzeczy (i oczywiście poszkodowanym był pan cudzego niewolnika, nie niewolnik). Uprzedmiotowienie niewolnika sięgało tak daleko, że niewolnik nie miał praw nie tylko w stosunku do swego pana - nie miał praw w ogóle. Nawet czysto prywatnych. Nie mógł np. zawrzeć małżeństwa - również z niewolnicą. Nie mógł być z nikim spokrewniony - rzeczy nie mają krewnych. Jeśli niewolnica urodziła dziecko, nie była jego matką (co ciekawe, paradoksalnie, niewolnica mogła urodzić człowieka wolnego - jeśli przez część okresu ciąży była wolna, to i dziecko było wolne - ale z punktu widzenia prawa nie było jej potomkiem). Akurat tę ostatnią kwestię zmieniono, bo ktoś wpadł na pomysł, że niewolnica mogłaby urodzić syna, potem oboje mogliby zostać wyzwoleni i zawrzeć małżeństwo jako ludzie wolni (bo przecież nie są spokrewnieni), a kazirodztwo jest obrazą bogów.
Jest jasne, że takiego niewolnictwa chrześcijaństwo nie dopuszcza.
Tymczasem, jak wyglądało niewolnictwo, o którym mowa w Biblii? Najpierw przyjrzyjmy się Staremu Testamentowi. Jakkolwiek, zgodnie z Biblią, Prawo Mojżeszowe chrześcijan nie dotyczy, to jednak faktem jest, że stanowiło ono prawo, które z woli Bożej miało dotyczyć starożytnych Izraelitów na czas Starego Przymierza.
- Pan, który zabił swojego niewolnika podlegał karze. W tym przypadku niektórzy krytycznie odnoszą się do zastrzeżenia, że pan nie podlegał karze, jeśli niewolnik umarł po upływie dwóch dni od pobicia. Tu nie chodziło o jakieś rytualne przesądy, tylko o ustalenie odpowiedzialności - w czasach, gdy sekcje zwłok nie istniały, ciężko było jednocześnie określić, co stanowiło bezpośrednią przyczynę śmierci człowieka, stąd przyjmowano, że jeśli niewolnik umarł w ciągu dwóch dni od pobicia, domniemuje się, że to pobicie było przyczyną śmierci, a jeśli później - że zginął z jakiegoś innego powodu, niezależnego od pana,
- jeśli pan uderzył niewolnika nie zabijając go, ale powodując trwałe uszkodzenie ciała (wybił oko lub ząb), tracił nad nim władzę i musiał go wyzwolić,
- jeśli facet wziął sobie niewolnicę (w domyśle na "żonę"), a potem mu się znudziła i wziął inną, w dalszym ciągu musiał zapewniać jej pożywienie, odzież i mieszkanie - nie miał prawa jej np. sprzedać - a jeśli ją zaniedbywał, miała prawo odejść bez żadnego wykupu,
- "Kto by porwał człowieka i sprzedał go, albo znaleziono by go jeszcze w jego ręku, winien być ukarany śmiercią" (skąd zatem brali się niewolnicy? O tym dalej),
- niewolnicy, tak samo, jak ludzie wolni nie wykonywali pracy w szabat,
- jeszcze większe ograniczenia dotyczyły władzy nad niewolnikami-Izraelitami, no ale domyślam się, że większości z nas to nie dotyczy, więc nie będę się rozpisywał.
A zatem niewolnictwo starotestamentowe NIE BYŁO niewolnictwem sensu stricto. W porównaniu z niewolnictwem rzymskim było bardzo łagodną instytucją. Niewolnik nie był rzeczą - był podwładnym, ale nie rzeczą. Miał konkretne prawa w stosunku do swojego pana i mógł je egzekwować. Co to za niewolnictwo, jeśli niewolnik ma prawo powiedzieć "Gdzie z tym kijem, draniu! Wybiłeś mi zęba, ty bandyto! Nie godzę się na to, koniec, już nie jesteś moim panem, mam cię gdzieś, odchodzę, pocałuj mnie w dupę, żegnam"? Albo jeśli niewolnica może powiedzieć "Nie dbasz o mnie, TY JUŻ MNIE NIE KOCHASZ, odchodzę"? Już nie mówiąc o tym, że niewolnik miał ustawowo zagwarantowany jeden dzień wolny w tygodniu - coś, czego w innych krajach nie mieli nawet ludzie wolni!
Oczywiście, ktoś może mieć zastrzeżenie, że jakkolwiek Prawo Mojżeszowe zakazywało skrajnych przejawów przemocy, to jednak generalnie dopuszczało "umiarkowane" bicie - tyle, że przecież w ówczesnych czasach dotyczyło to również wolnych ludzi, a kara chłosty była powszechna (zresztą, mam wrażenie, że warto byłoby rozważyć jej przywrócenie we współczesnych czasach - byłaby tańsza niż więzienie, a bardziej resocjalizująca niż "zawiasy" - oczywiście, zgodnie z biblijnymi zasadami nie mówię o okaleczaniu).
W ogóle to śmieszne, że dzisiaj wielu postępowców twardo twierdzi, że podstawą europejskiej cywilizacji jest Grecja i Rzym, a Biblia to syf, ciemnota i barbarzyństwo. Trzeba przyznać, że prawo rzymskie z czysto "materialistycznego" punktu widzenia jest precyzyjniejsze i lepiej służy obrotowi gospodarczemu - dlatego też współczesne prawo cywilne w znacznej mierze na nim bazuje - ale pod względem moralności - właśnie z "humanistycznego" i "opartego na empatii" punktu widzenia, który ponoć przyjmują lewacy - nawet Stary Testament bije wymysły Rzymian na głowę.
Aha, miałem się odnieść do tego, skąd Izraelici brali niewolników, skoro porywanie w tym celu ludzi było zakazane.
1. Jako jeńców wojennych - można się zastanawiać, czy to sprawiedliwe, żeby czynić niewolnika z wrogiego żołnierza, który tylko wykonywał rozkazy, czy tym bardziej z cywilnej ludności podbitej osady. Ale jaka była alternatywa? Lepiej, żeby wojownik miał motywację do zachowywania wrogów przy życiu, niż żeby beztrosko ich mordował i gwałcił, prawda? Oczywiście, lepsza jest sytuacja, gdy człowiek postępuje zgodnie z wolą Bożą ze względu na głęboką wiarę i szacunek dla Boga, a nie łaskawie idzie na kompromis ze względu na materialne korzyści, ale mimo wszystko lepsze to, niż gdyby szedł na całość i wybierał najgorszą opcję. A przecież Prawo Mojżeszowe było tylko pewnym etapem, prowadzącym Izraelitów do pełnego poznania Prawa Bożego. "Miłuj swoich nieprzyjaciół" jest lepsze, niż "Daruj życie wrogowi, żeby musiał na ciebie pracować", ale zawsze lepsza taka motywacja do miłosierdzia, niż żadna.
2. Jako złapanych przestępców - chyba jesteśmy zgodni co do tego, że ukaranie przestępcy polega na ograniczeniu jego praw - czy to wolności osobistej (więzienie), czy własności (grzywna). Zrobienie z niego pracownika przymusowego to po prostu inna forma kary i nie ma nic wspólnego z potępianym przez Kościół niewolnictwem polegającym na niewoleniu niewinnych.
3. Jako dłużników niespłacających swych długów - zmuszenie dłużnika do spłaty długu w naturze jest po prostu inną formą wyegzekwowania należności. W sumie dlaczego wierzyciel ma ponosić straty? Czy dzisiaj np. zajęcie komuś rachunku i zmuszenie, żeby oddawał część owoców swojej pracy komornikowi jest nieludzkim traktowaniem?
4. Jako ludzie dobrowolnie oddający się w niewolę. Z punktu widzenia współczesnego człowieka, który na każdym kroku deklaruje, jak to kocha wolność, to szokujące. Ale łatwo mówić, że wolność jest wartością najwyższą, gdy żyjesz w kraju pierwszego świata. W starożytności o wiele ważniejsze było przetrwanie. Lepiej zrezygnować z części swojej wolności (podkreślam - części - bo jak wyżej wskazałem, starotestamentowe niewolnictwo nie oznaczało uprzedmiotowienia) było oddać się pod opiekę kogoś mocniejszego, kto zapewni ci ochronę, niż stać się ofiarą dzikiej przyrody czy zbójów (zresztą, tak działają współczesne państwa - i to jeszcze gorzej, bo nawet nie masz prawa zadecydować, czy chcesz się oddać w taką niewolę!). Taki przykład - Abraham na skutek nacisków swojej żony Sary oddalił niewolnicę Hagar wraz z synem Izmaelem. Hagar błąkała się po pustyni, zanosząc modły do Boga. I Bóg jej wysłuchał - zesłał anioła, który nakazał Abrahamowi ponowne przyjęcie Hagar. Z punktu widzenia Hagar wolność nie była stanem pożądanym - tylko "pożywienie, odzież i wspólne mieszkanie", które miał obowiązek zagwarantować jej pan. Prawo Mojżeszowe zawierało nawet specjalną procedurę "Co zrobić w sytuacji, gdy wyzwalasz niewolnika, a on mówi, że chce zostać".
5. Zakup niewolnika - no tak, to brzmi brzydko. Ale przecież niewolnik w Prawie Mojżeszowym nie był rzeczą - "kupując niewolnika" nie nabywało się prawo do niego tak, jak np. do stołu czy osła. Nabywało się określone prawa w stosunku do niewolnika - prawa, które były ograniczone, jak to wyżej wskazałem. Już nie mówiąc o tym, że jeśli Izraelita nabywał niewolnika od cudzoziemca, to status niewolnika mógł ulec znacznej poprawie - bo wówczas przechodził on pod Prawo Mojżeszowe, dzięki czemu jego życie i w znacznej mierze zdrowie zyskiwały ochronę, jakiej nie miał przedtem.
Ale jak wspomniałem wyżej - Prawo Mojżeszowe było tylko pewnym etapie w planie Bożym. Gdyby Stary Testament zawierał pełne objawienie, Nowy byłby niepotrzebny. Tymczasem w Nowym Testamencie przechodzimy na nowy poziom - również w kwestii tzw. niewolnictwa.
Święty Paweł w rozdziale 6 Listu do Efezjan pisze co następuje:
"5 Niewolnicy, ze czcią i bojaźnią w prostocie serca bądźcie posłuszni waszym doczesnym
2 panom, jak Chrystusowi,
6 nie służąc tylko dla oka, by ludziom się podobać, lecz jako niewolnicy Chrystusa, który z duszy pełnią wolę Bożą
7 Z ochotą służcie, jak gdybyście [służyli] Panu, a nie ludziom,
8 świadomi tego, że każdy - jeśli uczyni co dobrego, otrzyma to z powrotem od Pana - czy to niewolnik, czy wolny".
Na te wersety powoływali się np. posiadacze niewolników z amerykańskiego południa, uzasadniając swój system. Na ten wersety powołują się antychrześcijanie, twierdząc, że pokazuje on stosunek Biblii do niewolnictwa. Tylko, że jedni i drudzy pomijają następny werset: "A wy, panowie, tak samo wobec nich postępujcie: zaniechajcie groźby,
świadomi tego, że w niebie jest Pan zarówno ich, jak wasz, a u Niego nie
ma względu na osoby". A zatem - tak, niewolnik ma służyć panu, ale pan ma wobec niego zaniechać groźby. Czyli już nawet nie "możesz bić, ale nie okaleczaj". Masz się powstrzymać nawet od groźby stosowania przemocy. Tylko wtedy możesz być "panem niewolnika". Co więcej - św. Paweł pisze "A wy, panowie, TAK SAMO wobec nich (niewolników) postępujcie". Tak samo, czyli - niewolnicy służcie panom, ale i panowie służcie niewolnikom. O co w tym chodzi? W kulturze grecko-rzymskiej dominującej w ówczesnym imperium "służenie" było traktowane jako coś haniebnego. To, że niewolnik był pogardzany, to oczywiste, ale nawet wolni rzemieślnicy byli traktowani jako ktoś gorszy - w tym artyści, jak np. rzeźbiarze. Prawdziwie wolny człowiek oddawał się dyskusjom filozoficznym, polityce, poezji, a jeśli brudził sobie ręce i męczył ramię, to co najwyżej robiąc mieczem i włócznią. A św. Paweł mówi - służenie jest dobre, służenie jest słuszne. Niewolnicy, nie traktujcie służenia jako coś hańbiącego - każdy powinien służyć innym i samemu Bogu. Panowie również. Św. Paweł nakazuje przemodelowanie stosunków międzyludzkich i wyrównanie pozycji obu stron relacji - ale nie polega ono na odrzuceniu służby, jak to czynią komuniści, ale wręcz przeciwnie - na założeniu, że obie strony mają obowiązek służyć sobie nawzajem. I obie strony mają obowiązek powstrzymać się od "groźby" wobec drugiej strony. Stąd też niewolnictwo pawłowe jest niewolnictwem jedynie z nazwy - to jest relacja pomiędzy uczciwym pracodawcą i uczciwym pracownikiem, gdzie owszem, jedna strona sprawuje kierownictwo, ale obie strony mają wobec siebie obowiązki, a relacja jest oparta na poszanowaniu tych obowiązków i wzajemnych korzyściach, a nie przymusie i groźbie. Św. Paweł używa słowa "niewolnik" jako "osoba podlegająca czyjemuś kierownictwu", a nie jako "przedmiot własności". Nie liczy się termin, a jego znaczenie. Kto cieszył się większą wolnością w XX wieku? Poddany królowej brytyjskiej, czy obywatel Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich? Przypomina mi się taka scenka z książki "Pomniejsi bogowie" Pratchetta, kiedy główny bohater, mieszkaniec Omnii, Brutha pyszni się przed niewolnikiem z innego kraju - Efebu, że jest wolnym człowiekiem. Do momentu, gdy uświadamia sobie, że w Efebie pan ma obowiązek dobrze opłacać i żywić niewolnika oraz dawać mu dni wolne, a wolny człowiek Brutha w Omnii takich przywilejów nie ma. I tak też było z tym biblijnym niewolnictwem.
A przechodząc od ogółu do konkretu - list św. Pawła do Filemona dotyczy sytuacji, w której Apostoł Narodów odsyła do Filemona jego zbiegłego niewolnika, Onezyma. Ha! Można zakrzyknąć - no i wyszło szydło z worka, św. Paweł niby tak kocha niewolników, tu odsyła zbiega z powrotem w niewolę, zamiast pomóc mu uciec. Ale co pisze św. Paweł do pana Onezyma:
"Bo, być może, że dlatego utraciłeś go na krótki czas, abyś go
odzyskał na wieki, i to już nie jako sługę, ale więcej niż sługę, bo
jako brata umiłowanego, zwłaszcza dla mnie, a tym bardziej dla ciebie,
tak według ciała, jak i w Panu. Jeżeli więc masz mnie za przyjaciela,
przyjmij go jak mnie. A jeżeli ci jakąś szkodę wyrządził albo jest ci
coś winien, mnie to przypisz. Ja, Paweł, piszę własnoręcznie, ja
zapłacę; nie mówię już o tym, żeś mi siebie samego winien".
Zresztą, w innym miejscu św. Paweł wprost potępia handel niewolnikami:
"8 Wiemy zaś, że Prawo jest dobre, jeśli je ktoś prawnie stosuje,
9 rozumiejąc, że Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone
4,
ale dla postępujących bezprawnie i dla niesfornych, bezbożnych i
grzeszników, dla niegodziwych i światowców, dla ojcobójców i
matkobójców, dla zabójców,
10 dla
rozpustników, dla mężczyzn współżyjących z sobą,
dla handlarzy
niewolnikami, kłamców, krzywoprzysięzców
i [dla popełniających]
cokolwiek innego, co jest sprzeczne ze zdrową nauką, 11 w duchu Ewangelii chwały błogosławionego Boga, którą mi zwierzono" (1 List do Tymoteusza, rozdział 1).
A zatem - św. Paweł nawołuje do tego, by relacje pan-niewolnik, które zgodnie z prawem rzymskim sprowadzały się do własności rzeczy zostały zmienione w relacje oparte na wzajemnej służbie, gdyż chrześcijanie powinni służyć sobie nawzajem (a osoba sprawująca władzę również powinna służyć swoim podwładnym), jednocześnie zakazuje handlu niewolnikami. Czyli - ewolucja niewolnictwa w stronę braterstwa i relacji opartych na wzajemnych korzyściach i poszanowaniu kierowników i kierowanych, a jednocześnie "wygaszanie" tej instytucji poprzez zakaz handlu niewolnikami. Św. Paweł nie twierdzi, że niewolnictwo jest święte i wieczne, a jedynie chce rozwiązać ten problem w taki sposób, że niewolnicy nie będą zrywać relacji z panami, ale dalej pracować pod ich kierownictwem, pod warunkiem, że panowie będą ich traktować na równi, nie jako sługi, lecz "braci umiłowanych". Program dużo bardziej realniejszy niż nawoływanie do powszechnej rewolucji, która doprowadziłaby do powszechnej masakry, a nawet w przypadku zwycięstwa niewolników, wyrżnięcia panów i całkowitego zniszczenia systemu - straszliwym kryzysem gospodarczym (można by powiedzieć "katastrofą humanitarną").
W grę może tu wchodzić tutaj pragmatyzm innego rodzaju - możliwe, że św. Paweł nie chciał się narazić władzom rzymskim, które niewolnictwem stały (a początkowo władze rzymskie nie prześladowały tak ostro wyznawców Chrystusa). Więc zamiast pisać "Zdelegalizować niewolnictwo", co byłoby nawoływaniem do buntu, pisze "No tak, niewolnictwo, rozumiem, coś takiego działa. Ja nie mówię - znieść niewolnictwo. Niewolnictwo może być, pod warunkiem, że pan nie stosuje groźby wobec niewolnika. Ja tylko mówię - zreformować niewolnictwo tak dalece, że nie zostanie z niego nic, oprócz nazwy". Albo inaczej - niewolnictwo w imperium rzymskim było instytucją tak powszechną, tak oczywistą, że coś takiego jak "zdelegalizowanie niewolnictwa" w ogóle nie mieściło się w aparacie pojęciowym ówczesnych ludzi, w tym św. Pawła. To trochę tak, jakby ktoś wychowany w komunizmie, kto nie zna innego ustroju wpadł na pomysł sprywatyzowania własności państwowej, ale dalej nazywałby to, powiedzmy "komunizmem wolnorynkowym", bo w głowie by mu się nie mieściło, że jakiś system może nie być komunizmem - i zamiast mówić "odejdźmy od komunizmu", mówiłby "no ten nasz komunizm powinien działać tak, żeby zamiast komunistycznej własności publicznej była komunistyczna własność prywatna".
Stąd też Kościół może potępiać niewolnictwo takie jak w starożytnym Rzymie, jak w USA przed wojną secesyjną, czy jak współczesny "handel żywym towarem", niewolnictwo takie, jak je rozumie współczesne prawo i konwencje międzynarodowe - a jednocześnie nie wyrzucać z Biblii wersetów mówiących o niewolnictwie. I nie jest to żadna niekonsekwencja - po prostu te "niewolnictwa" nie są tym samym. Rzymscy patrycjusze, amerykańscy plantatorzy nie przestrzegali w tym względzie Biblii - ani Nowego, ani nawet Starego Testamentu. I nie czynią tego współcześni gangsterzy.
Natomiast w przypadku homoseksualizmu, sprawa jest jasna. Przytoczyłem wyżej cytat odnoszący się m.in. do mężczyzn współżyjących ze sobą. Teraz drugi:
"9 6
Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie
łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani
rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą,
10 ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego.
11 A
takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświęceni i
usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez Ducha Boga
naszego" (1 List do Koryntian, rozdział 6).
I tak, jak w przypadku "niewolnictwa", po dokładnym wczytaniu się widać wyraźnie, że "niewolnik", o którym pisze św. Paweł, to nie jest "niewolnik" w takim znaczeniu, w jakim używa go współczesne prawo, o tyle nie ma najmniejszych podstaw do twierdzenia, że "mężczyźni współżyjący ze sobą" dotyczy wyłącznie męskich prostytutek czy "ale to nie dotyczy sytuacji, kiedy ci mężczyźni się kochają". Stąd też Kościół, wierny biblijnemu nauczaniu, potępia współcześnie niewolnictwo i uznaje za grzech praktyki homoseksualne.